Adaś Sadownik ma 12 lat i za sobą dwa lata bardzo ciężkiej walki. Przed chorobą nie mógł usiedzieć w miejscu. Miał niespożyte siły i ogromny głód świata. Wszystko go interesowało, lubił rywalizację. Po szkole wracał do domu na obiad, a potem znikał na treningach. Piłka nożna, basen, taek-won-do. Wracał do domu wyczerpany, ale szczęśliwy. Padał na łóżko i budził się gotowy do kolejnych wyzwań. Konkursy recytatorskie, nauka gry na gitarze – lubił uczyć się nowych rzeczy i błyszczeć. Już w przedszkolu pamiętał o potrzebujących pomocy, dlatego chętnie włączał się w akcje Szkolnego Koła Carits, był najmłodszym członkiem tej organizacji charytatywnej. Ale nade wszystko kochał samoloty. Uwielbiał latać. Kolekcjonował małe modele, sklejał je i godzinami mógł czytać o pilotażu. Jego pasję podsycała nadzieja, że kiedyś sam usiądzie za sterami boeinga. Nadzieja, a może nawet absolutne przekonanie, że tak się stanie, bo dla Adasia nie było rzeczy niemożliwych. Do czasu, gdy w jego życie wkradł się rak.
Wszystko zaczęło się od wymiotów i bólu głowy. Był grudzień 2014 roku i mimo nie najlepszego samopoczucia chłopca, nie zrezygnowali z upragnionej wizyty w Belgii. To właśnie tam Adaś poczuł potworny ból głowy. Trafił do szpitala, gdzie ruszyła karuzela badań. Kilka dni ogromnej niepewności, która przeplatała się z nadzieją, że chłopcu nie dolega nic poważnego i wreszcie druzgocąca diagnoza. Chłoniak. Lekarze mówili po angielsku, ale Adaś wszystko zrozumiał.
– Widział nasze przerażone twarze, wyczuł niepokój w naszych głosach. Zapytał tylko, czy to jest groźna choroba. Musiałam mu powiedzieć, że tak. Że to nowotwór, ale będziemy z nim walczyć – wspomina mama Adasia, pani Danuta Sadownik. – Tłumaczyłam mu, że idziemy na wojnę z tym paskudztwem. Że będzie ciężko, bo może się źle czuć. Bo wypadną mu włosy. Ale zapewniałam, że wygramy.
Sama była przerażona i kurczowo trzymała się słów lekarki, która zapewniła, że po chemii wszystko będzie w porządku. Chłopiec wrócił na leczenie do Wrocławia. Ciężko przechodził chemioterapię, ale po pierwszym leczeniu wyniki były bardzo dobre. Adasiowi wrócił humor, czuł się znacznie lepiej. Wyniki były bez zarzutu. Wydawało się, że rak odpuścił.
Jednak po miesiącu choroba znów zaatakowała. I pokazała swoją znacznie mroczniejszą stronę. Lekarze powiedzieli, że to bardzo nietypowy przypadek nowotworu. Chłoniak wielokomórkowy, który zaatakował centralny układ nerwowy, czyli mózg.
– Onkolodzy od razu zapowiedzieli, że leczenie będzie bardzo skomplikowane. Bali się nie tyle samej chemii, ale powikłań po niej – opowiada mama.
Życie pokazało, że mieli rację. Chemia spustoszyła organizm chłopca. Kolejne dawki podawane bezpośrednio do kanału rdzenia kręgowego zabijały raka, ale i bardzo mocno obciążały całe ciało chłopca. Adaś przeszedł też cykl intensywnych naświetlań głowy, jednak cały czas walczył i godził się z najtrudniejszymi wyzwaniami. Bronił się tylko przed słowem „rak”. Prosił mamę, by nie wypowiadała go przy nim, a mówiła tylko o „nowotworze”. Był uparty, ale i bardzo zdeterminowany do walki.
4 grudnia 2015 roku przeszedł przeszczep szpiku. Wszystko przebiegło książkowo – Adaś pięknie poradził sobie z trudami całego zabiegu i szybko nabierał sił. Po miesiącu wyszedł ze szpitala o własnych siłach. Dumny i zadowolony z siebie, że zwyciężył.
Niestety po kolejnych trzech miesiącach jego stan zaczął się stopniowo pogarszać. Wszystko postępowało niemal niezauważalnie. Co kilka dni pojawiały się kolejne niepokojące sygnały – Adaś zaczął się potykać, kilka razy się przewrócił. Do tego doszły coraz większe problemy z mówieniem. Okazało się, że chłopiec przeszedł udar krwotoczny. Ale i wtedy się nie poddał. Cały czas chodził na rehabilitację, pracował z logopedą i neurologopedą. Im ciężej jednak pracował, tym gorzej sobie radził. Po pół roku zaczął korzystać z wózka inwalidzkiego. Specjalistyczne badania ujawniły nie tylko udar, ale i zaawansowaną osteoporozę wywołaną lekami, które zabiły raka, i złamany piąty krąg w kręgosłupie.
Mama szukała pomocy u wielu lekarzy. Pod koniec ubiegłego roku Adaś trafił do szpitala na oddział neurologiczny. Rezonans magnetyczny głowy i kręgosłupa nie pozostawił żadnych złudzeń.
– Okazało się, że zmiany w centralnym układzie nerwowym są ogromne – opowiada pani Danuta ze łzami w oczach. – Neurolodzy uznali, że jak na tak złe wyniki, Adaś jest w zaskakująco dobrej formie i w miarę dobrze funkcjonuje – dodaje mama.
W styczniu 2017 roku Adaś przeszedł kolejną operację głowy. Lekarze wszczepili mu zastawkę, która ma odprowadzać płyn zbierający się w główce. Sam zabieg i zastosowanie znieczulenia sprawiło, że Adaś niemal przestał mówić. Szybko się męczy, a jeśli w ogóle się odzywa, to tylko szeptem.– Czasem są takie momenty, że zapomina, jak się pije. Bierze szklankę do ust i nie wie, co dalej z nią zrobić. Nie chce też jeść, bo z jednej strony ma problemy z przełykaniem, a z drugiej nie ma apetytu – rozkłada bezradnie ręce mama chłopca.
Lekarze nie wiedzą, jak pomóc Adasiowi. Mówią tylko o rehabilitacji, która jest konieczna, żeby stan Adasia nie pogorszył się jeszcze bardziej. Ale i te zabiegi są niezwykle skomplikowane, bo wymagają ścisłej współpracy rehabilitanta z neurologiem, który powinien krok po kroku pokierować ćwiczeniami Adasia tak, żeby mu pomóc, a nie zaszkodzić. To niezwykle trudne wyzwanie, ale i kosztowne, bo Adaś wymaga nieustannej opieki i wsparcia. Wielu godzin ciężkiej i mozolnej pracy.
Kręcimy się jak w błędnym kole. Adaś jest bardzo osłabiony, ma obciążone wszystkie organy wewnętrzne i przez to jest bardzo słaby, a jednocześnie powinien się intensywnie rehabilitować, żeby móc stanąć na nogi. Tymczasem nie ma po prostu na to sił – mówi mama. – Brakuje nam miejsca, z którego moglibyśmy się odbić i ruszyć do przodu. Adaś pokonał raka, ale to zwycięstwo zostało okupione ogromną ofiarą.
Zarówno mama, jak i Adaś wierzą, że uda im się wyjść z tego zaklętego kręgu. Wierzą, że chłopcu uda się stanąć na własnych nogach i powalczyć o spełnienie marzeń. Może nie tych wielkich o pilotowaniu samolotów pasażerskich, ale choćby tych o samodzielności i niezależności.
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław