Nasi Podopieczni

Bruno Rylich – złota rączka, miłośnik śpiewu i samolotów

Autor: Bartlomiej | Jan 5, 2021 2:32:00 PM

Bruno kochał samoloty, klocki i gry planszowe. Jego głowa zawsze była pełna pomysłów. Ze zwykłej kartki i taśmy potrafił wyczarować tor wyścigowy, a z gumowych rękawiczek pań pielęgniarek – radosne potworki. Choć walczył z chorobą, wciąż był radosny i uśmiechnięty.

Wszystko zaczęło się w połowie stycznia 2019 roku. Pełen energii Bruno stał się markotny, stracił apetyt, nie miał ochoty na zabawę, skarżył się na ból w nóżce, a na jego języku pojawił się dziwny nalot. Jego mama, Pani Dorota, nie zwlekając chwili zabrała syna do lekarza w Zielonej Górze, który początkowo podejrzewał u pacjenta mononukleozę. Wyniki badań wykazały, że chłopiec ma niskie płytki krwi i trafił do szpitala na oddział pediatryczny.

Stan Brunona wciąż się pogarszał. Robił się coraz bardziej senny i zmęczony. Na początku lutego trafił do Przylądka Nadziei, gdzie postawiono diagnozę. Chłopiec zmagał się z ostrą białaczką szpikową. Natychmiast podjęto leczenie, w trakcie którego u wojownika wystąpiły liczne powikłania okulistyczne i skórne. Ale Bruno znosił to wszystko bardzo dzielnie. Kolejnym krokiem w walce o jego zdrowie miał być przeszczep. Rozpoczęto poszukiwania dawcy szpiku.

 

Na długie miesiące szpital stał się nowym domem Brunona. Chłopiec okropnie tęsknił za swoim tatą, panem Tomaszem oraz braćmi: Iwo i Wojtusiem. Z powodu panującej pandemii koronawirusa i względów bezpieczeństwa nie mogli się widywać, kiedy nasz wojownik był w trakcie terapii. Ale mimo tęsknoty, Bruno z dnia na dzień stawał się coraz silniejszy i wracał mu dobry humor.

Wracała też ochota na zabawę. W swojej szpitalnej sali pacjent grał w piłkę, skakał, tańczył, gromko śpiewał i puszczał wodze wyobraźni. W przerwie między zabiegami i zabawą uwielbiał tworzyć prace plastyczne. Najczęściej chwytał za farby, a spod jego palców i pędzla powstawały kolorowe obrazy, które zdobiły całą salę. Bruno lubił też wyczarować coś z niczego. Miał ogromną wyobraźnię i potrafił z kawałka kartki i taśmy zbudować tor wyścigowy dla samochodów, a ze zwykłego worka na śmieci kosz do grania w koszykówkę.

W połowie lipca udało się znaleźć dawcę szpiku dla małego wojownika, a 24. lipca wykonano przeszczep. Po ponad miesiącu chłopiec wreszcie opuścił szpital i wrócił do domu.

Niestety, 7. grudnia Bruno ponownie trafił do szpitala. Od kilku dni doskwierały mu silne bóle głowy, biegunka i wymioty. Pomimo starań lekarzy, ze względu na pogorszenie stanu zdrowia, chłopiec odszedł 3 dni później. Miał 5 lat.

 

 

Cały Przylądek Nadziei zapamięta go jako niezwykle towarzyskiego, energicznego i wesołego chłopca!

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław