Choć teraz, w czasie choroby, łzy miewają różne powody, pani Żaneta jedne i drugie klasyfikuje jako wzruszenie.
Dominik często chorował – a to katar, a to kaszel, czasem gorączka. Przepisywane antybiotyki nie pomagały, a do objawów doszła ospałość, brak energii i bladość, podkrążone oczy, sine usta. Pani Żaneta wskazuje też na brak aktywności w przedszkolu – opisuje syna jako bardzo aktywne dziecko, które straciło chęć do zabawy i wciąż przysypiało. Mimo drzemek w przedszkolu, spał w samochodzie i w domu.
To wszystko dało pani Żanecie motywację, żeby dalej szukać przyczyny takiego stanu dziecka. Kiedy trzymiesięczne leczenie nie przyniosło efektów, lekarz pediatra we Wrocławiu doradziła, aby zrobić Dominikowi bardziej szczegółowe badania krwi. Te jednoznacznie pokazały, że trzeba było reagować błyskawicznie. Dominik trafił do Przylądka Nadziei.
Pani Żaneta podkreśla, że ma nieco żalu, że leczenie w rodzinnej miejscowości trwało tak długo, a nietypowe objawy Dominika i brak reakcji na antybiotyki pozostały niezdiagnozowane. Jak mówi, do Przylądka Dominik trafił już z bardzo złymi wynikami.
Zaznacza jednocześnie, że to proste badanie krwi, element wczesnej diagnostyki, nie powinno czekać.
– Trzeba działać i jeszcze raz działać – podsumowuje mama chorego Dominika.
Początek, jak mówi pani Żaneta, był bardzo ciężki. Ale kluczem jest to, żeby się nie załamywać.
– Jeżeli dziecko widzi, że rodzic cierpi, to jemu to w ogóle nie będzie pomagało w leczeniu – mówi. Dodaje jednak: – Uznaliśmy, że nie płaczemy przy dziecku. Albo w domu, albo z osobą, która nas wysłucha, czy nawet będziemy mogli jej przez godzinę płakać.
Niełatwo jest trzymać emocje na wodzy, kiedy stawką jest zdrowie dziecka – pani Żaneta radzi jednak, aby nie poddawać się panice i zaufać lekarzom. I nie ulec wrażeniu, że coś trwa za długo lub działa za wolno.
– Czasem trzeba dłuższego czasu, żeby coś zadziałało. Także musimy mieć dużo cierpliwości. Cierpliwości i zaufania.
Diagnoza, będąca pewnym “szokiem dla systemu”, czasem przestawia również nasze postrzeganie świata. Problemy, takie jak czyjeś spory czy zapomniane zakupy schodzą na dalszy plan, kiedy dostrzegamy, jak łatwo możemy stracić to, co dla nas najcenniejsze.
Spytana o to, czego w momencie diagnozy najbardziej potrzebuje dziecko, pani Żaneta odpowiada:
– Potrzeba dużo miłości. I przede wszystkim wsparcia rodziców – mówi bez chwili wahania i z uśmiechem.
– Potrzeba dużo miłości. I przede wszystkim wsparcia rodziców – mówi bez chwili wahania i z uśmiechem.
– Wymienialiśmy się z mężem. Uważam, że każdy rodzic powinien tak robić, bo zamykanie się tutaj na miesiąc, na dwa… To nie jest dobre – mówi.
Odskocznię, która pozwoliła jej nabierać cennego oddechu, znalazła w… pracy. Wymarzonej, w zawodzie, z szefową, która powiedziała jej: nie rezygnuj, bo przyjście do pracy i oderwanie się pomoże ci lepiej funkcjonować. Pani Żaneta przyznaje, że miała rację. Jak wspomina, w jej przypadku życie w “chaosie” pomaga jej działać. Nie zamknęła się też na świat, znajdowała radości takie, jak wyjście ze znajomymi, kiedy był na to odpowiedni moment.
Dla rodziców, którzy, tak jak ona, zmagają się lub będą się zmagać z trudną diagnozą i poważną chorobą dziecka, ma Złotą Radę:
– Nie rezygnujmy z życia prywatnego, bo to nam będzie pomagało w tym, żeby walczyć z tą chorobą.
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław