Nasi Podopieczni

Gosia rozbraja raka śmiechem - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Feb 20, 2017 11:26:00 AM

Małgosia tuż przed podaniem chemii, puszcza oko do lekarzy i z rozbrajającym uśmiechem mówi, że dzisiaj będzie się lenić i zostaje cały dzień w piżamie. Humor to jej broń w walce z przeciwnikiem wcale nieśmiesznym – złośliwym chłoniakiem, który przewrócił jej życie do góry nogami.

Wszystko zaczęło się w grudniową środę, na 10 dni przed Świętami Bożego Narodzenia. U Gosi Kocniowskiej na potylicy pokazał się mały, ale bardzo bolesny guzek. Już następnego dnia była z mamą u lekarza, który powiedział, że to powiększony węzeł chłonny. Ponieważ i inne były spuchnięte, dziewczynka została wysłana na USG i podstawowe badania. Po nich lekarz zdecydował, że na pierwszy ogień pójdą antybiotyki.

10 dniowa kuracja zadziałała i wydawało się, że wszystko będzie w porządku. Niestety, gdy tylko Gosia skończyła brać lekarstwa, natychmiast spuchły jej węzły chłonne na szyi. Bardzo ją to bolało – wspomina mama Małgosi, pani Joanna Kocniowska. To był pierwszy dzień Świąt. I nikt nie spodziewał się, że również pierwszy dzień szalenie trudnej walki, która czeka nastolatkę.

Dzień później trafiły do szpitala w Jeleniej Górze. Ponad tydzień lekarze głowili się nad tym, co dolega dziewczynce. Pewnie już wtedy podejrzewali, że Gosi przyjdzie się zmierzyć z najgorszym. To dlatego skierowali ją do Przylądka Nadziei, kliniki onkologii dziecięcej. Ruszyły następne specjalistyczne badania, które trwały blisko trzy tygodnie. Długo, bo i choroba Gosi potrafi być bardzo przewrotna. W końcu lekarze postawili diagnozę – Gosię dopadł rak – złośliwy nowotwór zwany chłoniakiem.

 

 

U dziewczynki objawy były zupełnie inne od tych standardowo opisywanych.

Po prostu na tę chorobę nie ma reguły. Zwykle jest tak, że węzły są twarde i bezbolesne, a u mojej córki były ruchome i bardzo ją bolały. Dlatego obraz tego, co dolega Małgosi był taki niejasny i lekarze musieli to powoli rozpracować – tłumaczy mama.

 

I dodaje smutno, że przed chorobą dwa razy do roku robiła dziewczynce wszystkie badania kontrolne. Gosia była zdrową, silną nastolatką. Dlatego choroba spadła na nich jak grom z jasnego nieba.

Nie zastanawiam się „co by było gdyby…” Mogę jedynie skupić się na tym, co jest tu i teraz. Mogę walczyć o przyszłość, bo przeszłości już nie zmienię – mówi pani Asia.

Cała rodzina jest boleśnie świadoma tego, jak trudna droga przed nimi. Tą wiedzę mogą czerpać nie tylko z rozmów z lekarzami, czy z internetu. Oni dokładnie zdają sobie sprawę z tego, co będzie musiała przejść Gosia, bo niewiele ponad rok temu z takim samym przeciwnikiem zaczęła walkę koleżanka z klasy Gosi – Natalka Gajda. Dziś Natalka powoli wraca do zdrowia. Leczy się w domu, ale przed nią jeszcze bardzo długa i bardzo kosztowna rehabilitacja. Rodzice obu dziewczynek znają się, a teraz w tej trudnej sytuacji są dla siebie najlepszym oparciem. Ale choć historia Natalki daje nadzieję i wiarę w to, że z tą chorobą da się wygrać, to rodziców Gosi przytłacza czasem świadomość tego, jak trudna i bolesna będzie droga do zwycięstwa.

 

Walka z rakiem to potężny sprawdzian dla całej rodziny, ale przede wszystkim dla samego pacjenta. I Gosia zdaje go na piątkę. Swoją bitwę zaczęła niezwykłym gestem. Wiedziała, że po chemioterapii straci swoje piękne – długie i bardzo gęste – włosy. Zaszachowała chorobę. Na prośbę Małgosi, mama zaprosiła do szpitala fryzjerkę, która ścięła długie włosy dziewczynki. Zaplecione w warkoczyki trafiły do fundacji, która stworzy z nich peruki dla innych dzieci chorych na raka. Nawet w takiej, trudnej przecież dla nastolatki, chwili pomyślała nie o sobie, ale i innych potrzebujących dzieciach. Bo na swoją perukę Gosia będzie musiała poczekać. Choć może się okazać, że wcale niedługo, bo za przykładem Małgosi ruszyły inne młode jeleniogórzanki, które postanowiły oddać swoje włosy na szczytny cel.

Odezwała się do mnie na przykład pani, której córka poznała Małgosię podczas pobytu w szpitalu w Jeleniej Górze. To dziewczynka chciała przekazać włosy na rzecz dzieci z chorobą nowotworową, aby w ten sposób wesprzeć Gosię i jej leczenie – opowiada pani Beata Wójtowicz, która koordynuje akcję pomocy Małgosi. Po tej dziewczynce pojawiły się następne chętne. – Gardło zaciska mi się podczas takich rozmów, ale myślę, że łzy szczęścia nie są powodem do wstydu. Solidarność jeleniogórzan pokazuje, że życie drugiej osoby nie jest nam obojętne i potrafimy zdziałać naprawdę dużo dobrego – dodaje wzruszona.

Akcja nabiera rozpędu, a w Jeleniej Górze jest już salon fryzjerski, w którym każdy może ściąć swoje długie włosy na rzecz dzieci chorych na raka.

 

Jednak to nie koniec pomocy, jaką dla dziewczynki zorganizowali mieszkańcy jej rodzinnego miasta. Pierwsza wielka licytacja na rzecz Małgosi już się odbyła. Podczas niej udało się zgromadzić ponad 18 tysięcy złotych. A na połowę maja szykuje się wielka charytatywna impreza na Placu Ratuszowym, z której dochód zostanie przeznaczony na leczenie dziewczynki.

Gosię cały czas wspierają też koleżanki i koledzy z jej klasy. Wysyłają jej dodające otuchy karteczki i drobne upominki. Jej ukochana koleżanka Zuzia przesłała jej na przykład uroczą koszulkę z motywującym napisem „Wygrywam, bo chcę!”. Żartobliwy T-shirt, bo i Małgosia zdaje się cały czas śmiać się chorobie w nos. Nawet w tych najtrudniejszych momentach.

Patrzę na nią, gdy śpi po kolejnym dniu ciężkiej chemii. I myślę o tym, jaka jest odważna i waleczna. Bo ona cały czas się uśmiecha – mówi mama dziewczynki.

I opowiada, jak za każdym razem przy porannym obchodzie lekarskim na pytanie o to, jak się czuje i czy coś jej dokucza, dziarsko odpowiada, że wszystko jest OK. A przed podaniem chemii mówi, ze dziś cały dzień leni się w łóżku, wiec zostaje w piżamie.

Gosia trzyma humor i fason. Dopinguje nas cała masa ludzi i córka wie, że nie może ich zawieść – uśmiecha się mama dziewczynki. – Wszystkie te gesty dźwigają nas w najsmutniejszych momentach, pomagają i dają siłę do walki z chorobą – podkreśla pani Asia.

Gosia jest silna, pogodna, a przy tym niezwykle mądra. Dobrze wie, że musi się zmierzyć z chorobą i wygrać. Każdy z nas może jej pomóc przejść przez tą trudną drogę.

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław