Nasi Podopieczni

Mamy dwa tygodnie, żeby ocalić Hadzia! - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | May 30, 2018 12:00:00 PM

Hadziu ma w główce tykającą bombę – guza mózgu. Rak jest wyjątkowo złośliwy, a lekarze mówiąc o szansach na przeżycie, są więcej niż ostrożni. W Polsce medycyna jest bezradna, ale szansa na życie czeka w Niemczech. Tamtejsi lekarze opracowali plan leczenia, który daje Hadziowi nadzieję. Nadzieję za prawie 200 tysięcy złotych!

Hadziu jest wulkanem pozytywnej energii – uśmiechnięty, rozgadany i wszędzie go pełno. Do stycznia był okazem zdrowia, ale wtedy właśnie zaczęły pojawiać się pierwsze niepokojące objawy. Zez w prawnym oczku tak zmartwił rodziców, że ci zaczęli szukać przyczyny. Jeden, drugi lekarz. Przychodnie i kolejne szpitalne oddziały. Okuliści i neurolodzy. I wciąż tylko jedna opinia – Hadziu jest zdrów. To był czas, w którym w jego główce rósł ogromny guz…

 

 

Wszystko zmieniło się w ich sądnym dniu. 14 lutego tego roku, w Walentynki, święto Miłości – ich mały szczęśliwy i poukładany świat legł w gruzach. Rankiem Hadziu dostał silnego ataku padaczki. Karetka przyjechała natychmiast. W szpitalu jeszcze szybciej zapadła decyzja o wykonaniu rezonansu magnetycznego.

 

Od razu dowiedzieliśmy się, że w główce Hadzia jest guz. Ogromna masa, która miała 6×7 centymetrów

Wspomina tamte chwile jego tato, Grzegorz Tymiński

Byliśmy przerażeni, ale zaraz po przekazaniu tej dramatycznej informacji, lekarze powiedzieli, że guz jest łagodny.

Zatrzymało im się życie, ale jednocześnie pojawiła iskierka nadziei, że guz nie jest złośliwy i Hadziu szybko pokona chorobę. Chłopczyk został natychmiast skierowany do Centrum Zdrowia Dziecka do Warszawy na dalsze leczenie. Tam lekarze przeprowadzili operację usunięcia guza. Niestety – nie udało się go wyciąć w całości. Chirurdzy pozbyli się zaledwie 40 procent guza. Reszta została w główce i, jak szybko się okazało, jest tykającą bombą.

Po operacji dowiedzieliśmy, że guz zdążył już zniszczyć jeden nerw wzrokowy i nerw węchowy. Lekarz też dodał, że guz wygląda „brzydko”… To zapaliło w naszych głowach czerwoną lampkę

Opowiada pan Grzegorz.

 

 

Zaczęło się nerwowe wyczekiwanie na wynik badania histopatologicznego. W końcu pojawiła się pierwsza diagnoza – wyściółczak anaplastyczny. Guz o trzecim stopniu złośliwości. Rodzice postanowili zweryfikować te badania i próbki wysłali do niemieckiego ośrodka w Bonn. Informacja, która przyszła stamtąd w połowie marca, odebrała wszelką nadzieję. W rozpoznaniu niemieccy specjaliści napisali, że w główce Hadzia jest guz AT/RT. O najgorszym, czwartym stopniu złośliwości.

Gdy przekazaliśmy tę wiadomość lekarzom w Polsce, dowiedzieliśmy się tylko, że rokowania są w zasadzie beznadziejne. Usłyszeliśmy mnóstwo historii o pacjentach, którzy przegrali z tą chorobą i ani słowa o tym, że Hadziu ma szanse

Zawiesza głos tato chłopczyka.

Wtedy zaczęli szukać kliniki na świecie, która specjalizowałaby się w leczeniu tego rodzaju guzów. Bardzo szybko nawiązali kontakt z kliniką w Augsburgu, która od ponad 30 lat z sukcesami walczy o dzieci z rozpoznanym guzem AT/RT. Wiedzieli, że muszą postawić wszystko na jedną kartę.

 

- Dla nas leczenie w Niemczech jest jedyną szansą na życie naszego ukochanego synka. Wiemy, że drugiej już nie będzie. Dlatego musimy zrobić wszystko, żeby jak najszybciej zacząć terapię za granicą

Tłumaczy tato Hadzia.

 

Jej pierwszym etapem ma być protonoterapia. Bardzo nowoczesne naświetlania, które pozwolą zmniejszyć guza tak, żeby możliwa była kolejna operacja. Narodowy Fundusz Zdrowia niestety nie sfinansuje tego leczenia w Polsce, bo guz AT/RT nie kwalifikuje się do radioterapii protonowej zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Zdrowia sprzed dwóch lat. Naświetlania muszą się zacząć 20 czerwca, ale wcześniej, do połowy miesiąca, na koncie kliniki musi znaleźć się pełna kwota za terapię. Niemal 200 tysięcy złotych!!

 

To suma kosmiczna. Zwłaszcza, jeśli trzeba ją zebrać w tak krótkim czasie.

Wiemy, że walka będzie długa i trudna. Ale jesteśmy wszyscy pozytywnie nastawieni i pełni wiary. Mnóstwo osób już nam bardzo pomogło i wszystkim jesteśmy wdzięczni za wsparcie. Ale dziś musimy prosić o więcej

Apeluje o pomoc pan Grzegorz.

Protonoterapia, którą musi przejść Hadziu jest dla niego szansą na życie. Ma zmniejszyć guza, żeby lekarze mogli znów spróbować go usunąć. Dziś jest to niemożliwe, bo w jego resztce są zatopione tętnice, a dodatkowo guz jest bardzo blisko przysadki i podwzgórza. To sprawia, że reoperacja jest praktycznie niemożliwa. Protony mogą dać szansę na usunięcie całości guza. Leczenie za blisko 200 tysięcy złotych jest pierwszym krokiem w bardzo długiej drodze do zdrowia. Ale rodzice wiedzą, że zrobią absolutnie wszystko, żeby ratować swojego synka.

Teraz czeka nas terapia w Niemczech. Ale gdyby trzeba było, to zorganizowalibyśmy nawet wyprowadzkę na Księżyc, żeby ratować Hadzia – podkreśla tato chłopczyka. – Wszystko mamy już zorganizowane. Lekarze w Niemczech już na nas czekają i mają dla synka ustalony dokładny plan leczenia. Na przeszkodzie stoją nam tylko pieniądze. Ale wierzymy, że z tym problemem pomogą się nam rozprawić ludzie o wielkich sercach, którzy zechcą nas weprzeć w walce o życie Hadzia!

 

Dotarła do nas z Niemiec bardzo, bardzo przykra wiadomość. Tata, pan Grzegorz, zadzwonił z informacją, że Hadzio odszedł… Mamy złamane serca i łzy w oczach. Dziękujemy wszystkim dobrym ludziom, którzy pomagali wysłać Hadzia na terapię i tym, którzy mocno kibicowali całej rodzinie w trudnych chwilach. Hadziu, będziesz zawsze w naszych sercach.


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław