Nasi Podopieczni

Hania to najlepszy kierowca w Przylądku. Wygrywa każdy wyścig, nawet ten z białaczką - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Apr 21, 2021 10:15:00 AM

Hania kocha szybką jazdę samochodem na stery, klocki i taniec. Swoich pasji nie porzuciła nawet, gdy musiała stanąć do walki z trudnym przeciwnikiem. Z białaczką. Ale z chorobą rozprawia się równie szybko, jak pokonuje szpitalne korytarze swoją wyścigówką.


Sześcioletnia Hania Dudniec z Nowej Rudy uwielbia taniec. Ogląda dużo teledysków, z których czerpie inspiracje do tworzenia własnych układów tanecznych. Najbardziej lubi wygibasy w rytmie hip-hopu, ale nieobcy jej żaden styl!


Hania uwielbia improwizować – śmieje się jej mama, pani Dorota. – Często sama włącza sobie Youtube i daje się porwać muzyce! Swoje umiejętności szkoliła też w szkole tańca.


A kiedy już taneczne wygibasy zmęczą Hanię, dziewczynka sięga po klocki! Uwielbia tworzyć z nich budynki – wieżowce, domy i bloki. Niekiedy jej konstukcje przypominają jej własny dom! W każdym takim klockowym budynku Hania umieszcza okna i drzwi, żeby jak najbardziej przypominał te, które ogląda podczas spacerów. To prawdziwa, klockowa architektka!



Ale, jak przyznaje mama, największą pasją wojowniczki nie są taniec i klocki, ale samochody! A dokładniej te sterowane. Hania uwielbia urządzać mini rajdy, a miłością do aut zaraził ją jej tata, pan Łukasz. Swoim samochodem śmiga gdzie się tylko da, nawet po szpitalnych korytarzach. Samochodzik towarzyszył Hani w Przylądku Nadziei, gdzie dziewczynka toczyła niełatwy bój z białaczką.

 


Hania, poza sporadycznym, niewinnym katarem, nie miała większych problemów ze zdrowiem. Miała dużo energii, żeby biegać z rówieśnikami na placu zabaw. Potrafiła do wieczora bawić się z przyjaciółmi na powietrzu. Wszystko zmieniło się pod koniec lutego 2020 roku.


Wtedy dziewczynka miała zarazić się w przedszkolu grypą. Zaczęły się problemy z krtanią, a pani doktor zaleciła typowe dla grypy leczenie. Ale objawy choroby zniknęły, a Hanię zaczęły boleć piszczele. Pediatra dziewczynki uznała, że to z kolei zapalenie stawów, z którym miał się uporać ibuprofen. Hania z dnia na dzień słabła, doskwierał jej ból brzucha i straciła ochotę na zabawę. Nie potrafiła o własnych siłach wejść po schodach na czwarte piętro. Siniały jej palce u stóp, a także miewała gorączki. Tym razem podejrzenie padło na nowo rosnące zęby.



Co dwa dni lądowaliśmy u pediatry – wspomina pani Dorota. – Okropnie się niepokoiłam i w końcu sama zaczęłam szukać przyczyn złego samopoczucia Hani w internecie. W końcu zapytałam, czy córka nie choruje czasem na białaczkę, ale pediatra mnie uspokajała, że to na pewno nic groźnego.


Dni mijały a stan zdrowia dziewczynki wcale się nie poprawiał.

 


Przełom w diagnozie nastąpił, gdy Hania w marcu 2020 roku skręciła kostkę. Na nodze dziewczynki pojawił się krwiak i rodzice nie zwlekając chwili zabrali córkę do lekarza w Nowej Rudzie. Prześwietlenie nie pokazało nic niepokojącego, ale Hani wykonano też morfologię, której wyniki zaniepokoiły lekarzy.


Lekarze kazali powtórzyć badanie krwi – wspomina mama dziewczynki. – Z wynikami pędziliśmy do szpitala w Kłodzku, gdzie nas skierowano. Z powodu pandemii, nie było łatwo się tam dostać, a gdy już nam się udało, od razu przekierowano nas do Przylądka Nadziei. Wszystko działo się bardzo szybko, a ja miałam żal do siebie i do pediatry, która zignorowała objawy Hani.


Wyniki jasno wskazywały, że dziewczynka cierpi na białaczkę.

 


Życie w Przylądku na początku toczyło się jak w kołowrotku. Hania miała badanie za badaniem, punkcję za punkcją. Rodzice obwiniali się za całą sytuację i bali się wyzwań jakie przed nimi stały.



Doktor Dobaczewski szybko mnie uspokoił – wspomina pani Dorota. – Przekonywał mnie, że w Przylądku są wspaniali fachowcy, którzy z białaczką radzą sobie jak z grypą. I faktycznie tak było.


Ale nie od razu wszystko poszło jak po maśle. Hania na początku źle znosiła terapię sterydami oraz chemioterapię. Była rozdrażniona, pobudzona i nie radziła sobie z połykaniem leków. Brak kontaktu z innymi dziećmi też nie wpływał na nią dobrze. Gdy jednak uzmysłowiła sobie, że nie jest w szpitalu sama, wszystko zaczęło wracać do normy.

 


Hania leżała w Przylądku od lipca do września. Leczenie przynosiło oczekiwane rezultaty, dzięki czemu już wkrótce mogła razem z mamą wrócić do domu. Dziewczynka co dwa tygodnie wracała na kilkudniowe protokoły chemioterapii i znów opuszczała szpital.


Po każdej chemii Hania potrzebuje dużo czasu zanim jej szpik zacznie dobrze pracować i produkować płytki sam – mówi jej mama. – Jej wyniki może nie są rewelacyjne, ale córka przyjmuje już chemię w domu i dzisiaj podtrzymujemy remisję.


Obecnie Hani najbardziej doskwiera brak kontaktu z rówieśnikami i tęsknota za szkołą. Nie tylko białaczka, ale również pandemia wywróciła jej świat do góry nogami. Trzymamy za nią mocno kciuki, żeby choroba już nie wróciła i żeby już niebawem wojowniczka mogła cieszyć się zabawą z przyjaciółmi.

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław