Nasi Podopieczni

Czteroletnia farmerka Iga walczy z ostrą białaczką - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Aug 19, 2020 7:43:00 AM

Iga ma dopiero cztery latka, ale jej życiorys już pełen jest zakrętów i zwrotów akcji. W walce z rakiem przeszkadzały jej ciągłe infekcje, cukrzyca i zapalenie płuc. Lekarze nie dawali jej szans. Ale mała wojowniczka nie poddaje się w walce. Toczy zażarty bój z chorobą, żeby móc wrócić na ukochaną wieś i znów opiekować się ulubionymi kurami.

Iga Sadowska to prawdziwa mała farmerka, której wszędzie pełno. Kiedy tylko pogoda dopisuje, spędza całe dnie na podwórku. Na swoim gospodarstwie w wielkopolskich Porwitach w towarzystwie mamy lub babci chętnie dogląda krów i świnek. Ale to kury są jej największymi pupilami!

– Jak tylko Iga na chwile zniknie mi z oczu, od razu wiem gdzie jej szukać – śmieje się mama dziewczynki, pani Ania. – Córka często zagląda do kurnika z koszykiem, do którego zbiera jajka, a czasem przynosi swoim pierzastym koleżankom smakołyki.

Igusia to dusza towarzystwa i nic w tym dziwnego, bo jej dom zawsze jest pełen bliskich. Dzieli go z rodzicami, siostrą, dziadkami, trzema ciociami i dwoma wujkami! Dziewczynka uwielbia spędzać czas z rodziną, a najbardziej bawić się ze swoją dwuletnią siostrą Niną oraz paczką kuzynostwa: Tomkiem, Oskarem, Kacprem i Wiktorem. Najchętniej spędzają razem czas na podwórku, gdzie króluje piaskownica. Często też wskakują na rowery, budują domki z patyków czy szukają skarbów.

 

A kiedy za oknem pada, Iga chwyta za kolorowanki i daje upust fantazji. W zastawie jej ukochanych zabawek są też puzzle, na przykład ze Strażakiem Samem czy Psim Patrolem. To prawdziwa mistrzyni układania i już kiedy miała 1,5 roku sama potrafiła dopasować elementy.

– Na początku to były cztery puzzle – mówi pani Ania. – Teraz z łatwością układa 30-elementowe obrazki i to czasami bez podglądania wzoru na pudełku!

Ponieważ Iga to dziewczynka bardzo ciekawa świata, rodzice we wrześniu 2019 roku posłali ją do przedszkola. Miała rozpocząć nową przygodę, którą nieoczekiwanie zakłóciła choroba.

 

Igusia w przedszkolu zaczęła skarżyć się na ból w nóżkach, który jednak dość szybko ustępował. Mama dziewczynki była pewna, że to zwykłe drętwienie, doskwierające przy złym ułożeniu ciała podczas zabawy na dywanie.

– Na początku te bóle były sporadyczne, pojawiały się raz na dwa tygodnie – wspomina mama Igi. – Kiedy po chwili pytałam ją, czy nóżki wciąż bolą, odpowiadała, że nie. Byłam pewna, że to nic poważnego.

Pani Anna nie bagatelizowała jednak skarżenia się córki na krótkie bóle. Zabrała Igę na wizytę kontrolną do pediatry w Kaliszu. Lekarka, po zapoznaniu się z problemem, podejrzewała bóle wzrostowe, które są popularne wśród dzieci w tym wieku.
W październiku mała pacjentka znów trafiła do lekarza z przeziębieniem. Tym razem wykonano jej kontrolną morfologię, która nie wykazała nic, poza obniżoną odpornością. Lekarka uznała, że to zwyczajny skutek infekcji.

 

 

Były coraz częstsze i pojawiały się zwykle wieczorem, czyli dokładnie wtedy, kiedy występują bóle wzrostowe. Pod koniec października mama Igusi zauważyła, że zabawa sprawiała jej trudność, a wstawanie z podłogi to dla niej nie lada wyzwanie.

– Byłam pewna, że to nie mogą być zwykłe bóle wzrostowe – wspomina pani Ania. – Igusia poruszała się niezgrabnie, jak staruszka. Byłam potwornie zaniepokojona.

Chwilę później nasza wojowniczka z kolejną infekcją trafiła do pani doktor. Tym razem zaleciła ona wykonanie morfologii
z rozmazem. Pani pediatra zaczęła podejrzewać, że Iga może mieć problemy ze szpikiem. Była jednak tak żywym i radosnym dzieckiem, że aż trudno było uwierzyć, że na jej drodze może stanąć nowotwór. Lekarka wciąż była dobrej myśli, a rozmaz znów nie wykazał nic poza obniżoną odpornością.

 

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia stan Igi się pogorszył, a dziewczynka stała się ospała i wycofana. Nie mogła podnieść się
z łóżka, ani samemu wyjść z wanny. Zaczęła jej doskwierać gorączka. Małą pacjentkę czekała kolejna morfologia z rozmazem. Znów wyniki pokazywały tylko obniżoną odporność, a lekarka zaleciła powtórzenie badań po świętach, które dla rodziny były okresem  stresu. Bliscy Igi byli zaniepokojeni jej stanem, bo widzieli, że straciła energię i całą radość życia.

 

– Nawet wręczanie prezentów jej nie rozchmurzyło – wspomina mama dziewczynki. – Zaraz po rozpakowaniu świątecznej paczki powiedziała, że chce iść spać. Serce mi się krajało.

Po świętach Iga miała wykonaną trzecią już morfologię z rozmazem i tym razem w wyniki były niepokojące. W rozmazie pojawiły się komórki nowotworowe. Pani doktor wypisała pacjentce skierowanie do szpitala w Kaliszu, aby potwierdzić lub wykluczyć białaczkę. Mama i córka bardzo źle zniosły serię badań, które wykazały, że szpik Igi w 7% zainfekowany jest przez komórki rakowe. Dziewczynka została skierowana na leczenie do szpitala w Poznaniu.

– W międzyczasie usłyszałam o wrocławskim Przylądku Nadziei i bardzo mi zależało, żeby to właśnie tutaj Igusia mogła się leczyć – wspomina pani Ania. – Całe szczęście to się udało! 7 stycznia zamiast jechać do Poznania, trafiliśmy do Wrocławia.

Kolejne badania i punkcje pogarszały stan psychiczny dziewczynki i jej mamy. Wyniki były coraz gorsze. SZPIK BYŁ ZAINFEKOWANY
W 88% PRZEZ NOWOTWÓR. Pani Ania załamała się. Regularnie odwiedzała gabinet psycholożek, które podnosiły ją na duchu
i pomagały oswoić się z sytuacją. Na wysokości zadania stanął też tata Igi, który był dla niej i mamy wielkim wsparciem w tym trudnym czasie.

– Kiedy usłyszałam, że córka ma ostrą białaczkę limfoblastyczną, straciłam nadzieję – wspomina mama dziewczynki. Gdy dowiedziałam się, że to białaczka typu “B”, trochę odetchnęłam. To najłagodniejsza odmiana tej choroby.

Na szczęście Iga nie miała powiększonych węzłów chłonnych, a białaczka nie zaatakowała innych organów. Zaczęło się ekspresowe leczenie. W ósmej dobie podawania sterydów wyniki kolejnej punkcji szpiku były optymistyczne. 0 KOMÓREK RAKOWYCH. Iga została poddana chemioterapii w kroplówce. Kolejne dwie punkcje wykazały, że leczenie jest skuteczne. Niestety nie na długo.

 

Rozpoczął się drugi protokół chemioterapii. Iga nie zniosła go już tak dobrze jak pierwszego.

– Pielęgniarka zauważyła, że Iga jest ospała i “lejąca” – wspomina pani Ania. – Ja myślałam, że to zwykłe wygłupy w gabinecie zabiegowym. Kiedy wróciłam z nią do pokoju, wciąż nie była sobą.

Okazało się, że Iga miała cukrzycę. Czekały ją dwa tygodnie przyjmowania glukozy. Pod koniec marca pojawił się katar i problemy z odpornością. Lekarze musieli usunąć małej wojowniczce broviaka, ponieważ w jej krwi pojawiła bakteria. Jej stan się pogorszył,
a kolejne badania wykazały, że dziewczynka ma zapalenie płuc. Iga trafiła na oddział Opieki Wzmożonego Nadzoru, gdzie spędziła dwa tygodnie.

 

– Na początku organizm Igi w ogóle nie walczył – wspomina mama wojowniczki. – Bałam się co będzie dalej. Ale Iga to twarda zawodniczka. Po tygodniu jej stan zaczął się poprawiać, a tuż przed świętami wielkanocnymi wróciła na oddział hematologiczny.

Przyszła kolej na trzeci protokół leczenia chemioterapią, który zakończył się bez komplikacji. Teraz rozpoczął się czwarty, który Iga znosi już gorzej. Wyniki się nieco pogorszyły, a naszej wojowniczce doskwierają zapalenie pęcherza, popalone śluzówki w buzi i ból w nóżkach. Intensywne leczenie dobiega jednak powoli końca i jeśli wszystko pójdzie dobrze, pacjentkę czeka 1,5 roku terapii podtrzymującej i wizyt kontrolnych. Znów będzie mogła budować szałasy, układać puzzle i odwiedzać ukochane kury.

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław