Nasi Podopieczni

Ignaś, trzyletni tancerz, miłośnik zwierząt i mały ogrodnik, walczy z guzem Wilmsa - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Jun 10, 2021 5:59:00 AM

Ignaś uwielbia tańczyć, jeździć konno i plewić grządki ze swoimi dziadkami. Jego największym marzeniem jest posiadanie własnej stajni oraz hodowla alpak, a przez życie idzie tanecznym krokiem, którego nie przerwała nawet choroba. Wojownik walczy z guzem brzucha.


Ignacy Płoska z Pobiedzisk to bardzo żywiołowy maluch, który uwielbia prace w ogródku, grać w piłkę, śmigać na rowerku biegowym oraz jeździć konno! Ma nawet swojego konia, Tinę i kucyka, Kędziorka, które chętnie dogląda, czesze i karmi smakołykami. Marzeniem Ignacego jest posiadanie własnej stajni oraz… hodowanie alpak!


Synek uwielbia wszystkie zwierzęta, a w alpakach zakochał się od pierwszego wejrzenia – śmieje się mama wojownika, pani Milena. – W domu, oprócz konia i kucyka, mamy jeszcze dwa psiaki, Cherry i Ice.



Ale to nie jazda konna, a taniec jest największą pasją chłopca. Gdy tylko usłyszy muzykę, daje się porwać rytmowi. Jego repertuar jest bardzo szeroki i potrafi zatańczyć, dosłownie, do wszystkiego! Sam wyszukuje kawałków na Youtubie, a potem układa własną choreografię. Miłością do tańca zaraził nawet swoją młodszą siostrę, Łucję.


Dzieciaki świetnie się razem bawią – podkreśla pani Milena. – Łucja przygląda się Ignacemu i naśladuje ruchy brata! Poza tańcem, lubią też razem biegać i oczywiście rozrabiać!



Dziewczynka niespodziewanie musiała tańczyć solo, bo jej bratu przyszło się zmierzyć się z poważnym przeciwnikiem. Z nowotworem.

 


Wszystko zaczęło się od gorączki w samym środku lata. 10.07.2020 roku Ignaś miał podwyższoną temperaturę, a dnia następnego nasilający się ból brzucha, z którym nie mogły się rozprawić lekarstwa. Rodzice nie zwlekali i zabrali Ignasia na SOR. Po pierwszym badaniu dostali skierowanie na badanie USG brzucha, podczas którego lekarz od razu zauważył guza. Pacjent niezwłocznie został przewieziony karetką na oddział zakaźny do dziecięcego szpitala w Poznaniu.



Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyliśmy się pożegnać z tatą Ignasia – wspomina pani Milena. – Kolejne badania przynosiły nowe informacje o stanie zdrowia mojego synka, na które nie byłam gotowa. Łucja była jeszcze malutka i z dnia na dzień musiałam przestawić ją z piersi na butelkę. Życie wywróciło nam się do góry nogami.


Rentgen płuc wykazał dużo zmian na płucach wojownika, padło więc podejrzenie, że to następstwo zakażenia koronawirusem. Szybko jednak okazało się, że zmiany to przerzuty nowotworu, których było aż 40!



Następnie tomograf pokazał guza, który zajmował połowę brzucha chłopca. Padła diagnoza – guz Wilmsa. Od razu rozpoczęto intensywne leczenie chłopca i opracowano plan na pokonanie przeciwnika. Najpierw trzeba było zmniejszyć guza, a potem go wyciąć. Przed Ignasiem było więc sześć cyklów chemioterapii.

 


Pierwsze trzy miesiące leczenia były bardzo trudne, a dodatkowo wszystko komplikowała pandemia i związane z nią obostrzenia. Ignaś miał wtedy dopiero 2 i pół roku i nie potrafił się zaadaptować do nowej sytuacji. Ciągła zmiana opatrunków, badania, kłucia i rozłąka z rodziną były dla niego zupełnie nową sytuacją.



Bałam się, jak synek zniesie chemioterapię – wspomina mama Ignasia. – Słyszałam doświadczenia innych matek i nie wiedziałam czego się spodziewać. Ale Ignacy świetnie sobie radził! Nie przestał tańczyć, skakać, biegać i bawić się. Inne mamy śmiały się, że Ignaś wytańczy z siebie swoje przerzuty. I tak też się stało.


Chemioterapia trwała około 2 miesięcy i przyniosła zamierzony efekt. Guz zmniejszył się i został zoperowany 25.08.2020 roku. Usunięto go razem z nerką, częścią nadnercza i węzłami chłonnymi. Przerzuty w płucach wycofały się. Po operacji chłopiec miał jeszcze jeden cykl chemioterapii, po którym leczenie kontynuował w Przylądku Nadziei.


 

 


Z końcem października 2020 roku w Przylądku Nadziei Ignacy rozpoczął radioterapię brzucha i loży pooperacyjnej. Lekarze zrezygnowali z naświetlania płuc, bo przerzuty bardzo szybko się cofnęły i zaplanowali kolejne 12 cyklów chemioterapii. Przed Ignasiem są już dwa ostatnie.


Co 2,5 tygodnia jeździmy do Przylądka i spędzamy tam około 7 dni - mówi pani Milena.


Jest nam już o wiele łatwiej, bo możemy spędzać czas we czwórkę. Łucja może znów tańczyć z bratem i u boku jest tata. Ale częściej potrzebujemy toczenia krwi i płytek, bo organizm synka jest nieco wymęczony.



Jeśli wyniki badań są gorsze, Ignaś dostaje w domu zastrzyki, żeby pobudzić szpik. Zdarzają się też wymioty, bóle brzucha, ale całość leczenia idzie zgodnie z planem. Po zakończeniu chemii wojownika czeka tomograf, a potem wizyty kontrolne. Chemia nie będzie już potrzebna.


Gdyby nie wyniki, które dostajemy od lekarzy to nikt nie powiedziałby, że Ignaś jest tak ciężko chory – mówi mama chłopca. – Nie zrezygnował ze swoich pasji, nie przestał odwiedzać skateparku, ani jeździć konno.



Trzymajmy zatem mocno kciuki, żeby leczenie chłopca wciąż przynosiło świetne rezultaty i żeby Ignaś mógł spełniać marzenia i zapomnieć o wizytach w szpitalu i tańcu na szpitalnych korytarzach.

 

 

Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław