Nasi Podopieczni

Od Bydgoszczy do Barcelony. Droga Jasia do pokonania raka wiedzie przez pół świata - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Aug 23, 2020 8:40:00 AM

Jaś Borkowski to 8-letni mistrz klocków Lego i Minecrafta. Uwielbia projektować i konstruować nowe budowle, by następnie je zburzyć i stworzyć coś od nowa. Niestety, jego świat też postanowiło coś zburzyć. Chłopiec zmaga się ze złośliwym i groźnym nowotworem: neuroblastomą IV stopnia. Lekarze
z Polski, Niemiec, a nawet Nowego Jorku od czterech lat robią wszystko, żeby Jaś wrócił do zdrowia. Teraz dołączą do tego grona kolejni specjaliści. Z Hiszpanii.

W domu Jasia, w Pocierzynie niedaleko Włocławka, rządzą chłopaki. Nasz mały wojownik ma dwóch braci: starszego Marcina
i młodszego Stasia. Jak na braci przystało, uwielbiają spędzać razem czas, ale jak mówi przysłowie “kto się lubi ten się czubi”. Dlatego nie brakuje niewinnych bójek.

– Najczęściej spory toczą się o to, który z nich będzie dziś spał z mamą. Czasem aż pierze leci – śmieje się pani Justyna, mama chłopców.
– Ale to złote chłopaki i jak trzeba, są jak trzej muszkieterowie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Największą pasją Jasia są klocki LEGO. Może całymi dniami układać najbardziej wymyślne i skomplikowane konstrukcje. Pora dnia
i miejsce nie mają dla niego najmniejszego znaczenia. Najbardziej lubi te zestawy, w których bohaterowie walczą ze złem. Ale Jaś chętnie buduje nie tylko “w realu”, ale także w świecie wirtualnym. Jedną z jego ulubionych rozrywek jest granie w Minecrafta. Chętnie też podgląda innych graczy.

– Ich nicki, czyli internetowe pseudonimy, umie wymienić na jednym wdechu. Ciągle słyszę Bella, Vito czy Wojan. Jasiek jest ich wiernym fanem – opowiada pani Justyna. – Ma też własny kanał na Youtube, gdzie prowadzi transmisje z własnych rozgrywek.

Zobaczcie Jasia w akcji! Poprosimy o łapki w górę!



Ale kiedy tylko sprzyja pogoda nasz mały bohater bez wahania spędza czas na zewnątrz. Elektryczna hulajnoga to jego najnowsze marzenie. Jednak to nad morzem Jaś czuje się jak ryba w wodzie. Niestety, spędzanie każdej wolnej chwili na plaży utrudnia choroba.

 

Po swoich trzecich urodzinach Jasiek nagle zaczął się skarżyć na ból w plechach. Nie było jednak żadnych niepokojących oznak
i siniaków.

– Tego dnia chłopcy bawili się w piaskownicy. Byłam pewna, że doszło do jednej ze sprzeczek, która zakończyła się walką na łopatki – opowiada pani Justyna. – Ale kiedy ból nie mijał, zaczęliśmy się niepokoić.

Trzeciego dnia Jasio trafił do lekarza w Bydgoszczy. Ponieważ w przeszłości miał problem z powiększonymi kielichami nerkowymi, pani doktor zleciła USG. Wyniki były ekspresowe i mrożące krew w żyłach. Badanie pokazało w brzuszku Jasia ogromnego guza. Był niewiele mniejszy od pięści dorosłego człowieka.

Rodzice nie tracili chwili. Z Bydgoszczy Jaś trafił do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam czekała go seria kolejnych badań: tomografia, pobranie szpiku i trepanu. Po pięciu dniach od pojawienia się bólu diagnoza była jednoznaczna: neuroblastoma IV stopnia, która w stu procentach zainfekowała szpik i kości, poza żebrami. Dodatkowo olbrzymi guz oplatał i uciskał żyłę główną, aortę, tętnicę nerkową, tętnicę wątrobową, tętnicę krezkową, żyłę główną, żyłę wrotną i pień trzewny.

 

W Centrum zdrowia dziecka Jasia czekała chemioterapia, która pomogła oczyścić szpik, ale guz nadal rósł. Sposób leczenia został zmieniony, ale wciąż nie przynosił pożądanych rezultatów. Nerki i wątroba były w fatalnym stanie. Po 8 miesiącach leczenia wszystko wskazywało, że Jaś jest bez szans w starciu z nowotworem. Ale zarówno on jak i rodzice nie ani myśleli się poddać.

Mama Jasia, pani Justyna wciąż szukała ratunku dla syna, a poszukiwania zaprowadziły ją daleko za polską granicę. Dotarła do specjalistów z renomowanej, niemieckiej kliniki w Tübingen, którzy podjęli się próby ratowania syna.

Podczas dziesięciogodzinnej, bardzo skomplikowanej operacji usunięcia guza z brzuszka Jasia brali udział lekarze niemieccy
i zdalnie lekarze z Nowego Jorku. Wspólnymi siłami pozbyli się niebezpiecznego intruza. Wydawało się, że dokonali niemożliwego. Nawet nerki, które ucierpiały przez nacisk guza, zaczęły pracować!

Jaś coraz szybciej wracał do formy. Kolejnym przystankiem w drodze do zdrowia naszego wojownika był Przylądek Nadziei. Tu Jasia czekał kolejny z 33 cykli chemioterapii, pobranie szpiku, przeszczep, radioterapia i immunoterapia.

Guz nie dawał jednak za wygraną. Kilka miesięcy po operacji odrósł w innym miejscu. W międzyczasie Jaś przeszedł w Gliwicach terapię MIBG, która zatrzymała postęp choroby na kościach. Jasiowi podano megachemię, dzielnie przeszedł autoprzeszczep szpiku, radioterapię i immunoterapię.

Choroba wciąż jednak nie dawała za wygraną. W marcu 2019 roku guz zaatakował mózg. W Katowicach podjęto się jego usunięcia. Potem kolejna chemia, naświetlenia. Jaś mimo wszystkich przeciwności nie odpuszcza, stawia czoła chorobie
i zaskakująco szybko regeneruje się po kolejnych badaniach oraz wycieńczających zabiegach.

 

 

Teraz pojawiło się kolejne światło w tunelu w długiej drodze po zdrowie. Szansę daje Jasiowi lek Omburtamab, będący na razie
w fazie badań klinicznych. Czteromiesięczna terapia może być decydującym starciem i zapobiec kolejnym wznowom i przerzutom guza do mózgu. Dzięki ogromnej sile i kondycji Jasia szanse na powodzenie są duże.

Terapia ma się rozpocząć już w sierpniu w Barcelonie. Firma nadzorująca badanie kliniczne obiecała pokryć ogromne koszty leczenia, sięgające 180 tysięcy euro. To świetna wiadomość dla Jasia i całej jego rodziny. Kolejną będzie dobry efekt terapii. Prosimy wszystkich o mocne trzymanie kciuków za Jasia!

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław