Nasi Podopieczni

Jędrek zaszachuje chorobę- Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Aug 21, 2017 9:11:00 AM

Jędrek jest małym szachowym mistrzem. Rozkłada na łopatki nawet swoich dorosłych rywali. Teraz ma przed sobą jedną z najważniejszych rozgrywek – walkę o życie z przeciwnikiem bezwzględnym i bardzo podstępnym. Z rakiem, który nie daje mu spokoju od sześciu lat.

Jędrek Różewski ma zaledwie 10 lat i już po raz trzeci walczy o swoje życie. Na jego ślicznej, pokrytej piegami buźce nie widać śladów choroby, ale oczy zdradzają czasem, ze przeszedł więcej niż niejeden dorosły. Chorobę u Jędrka po  raz pierwszy zdiagnozowano przed 4 urodzinami. Wtedy padły słowa, które zmieniły życie całej rodziny: nowotwór złośliwy – neuroblastoma w IV stadium. To jeden z najbardziej podstępnych i najgroźniejszych nowotworów atakujących dzieci.

Z dnia na dzień tak mały człowiek musiał zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem, jakim był pobyt w szpitalu i intensywne leczenie obejmujące cykl 9 chemioterapii, operację, przeszczep komórek macierzystych i naświetlania – wspomina tata Jędrka, pan Gerard Różewski.

 

 

To właśnie w szpitalu, podczas wielu miesięcy leczenia, Jędrek nauczył się grać w szachy.

Gra szybko stała się jego pasją i pomogła przetrwać ciężkie chwile spędzone w klinice. A o tym, jak ważna stała się w jego życiu świadczy najlepiej to, że jego spełnione marzenie dotyczyło właśnie szachów – opowiada tata Jędrka.

 

Gdy chłopiec miał pięć lat, wymarzył sobie wielkie szachy. Takie, w których figury byłyby jego wzrostu. W realizację całego przedsięwzięcia zaangażował się cały sztab ludzi o wielkich sercach. Pomogła też polska najlepsza szachistka i mama trójki dzieci, Monika Soćko, pierwsza Polka, która otrzymała w 2008 r. najwyższy w szachach tytuł arcymistrza.

Ten wyjątkowy dzień Jędrzej zapamiętał na długo. Na początku czekało go spotkanie z szachową arcymistrzynią w Domu Kultury w Żyrardowie. Oprócz szachów, były tam inne gry i zabawy, jednak Jędrzej przez ponad trzy godziny nawet nie ruszył się od szachownicy! Bez problemu matował królem i wieżą, podczas partii pamiętał o stawianiu figur i pionków do centrum oraz intuicyjnie znajdował znakomite ruchy z kilkoma groźbami jednocześnie. Pokonał w pojedynku córkę arcymistrzyni – Julię Soćko, której mama skomentowała partię i pochwaliła Jędrzeja za ogromne skupienie i świetną grę. Później rozegrał pojedynek z samą mistrzynią. Wreszcie rodzice zabrali Jędrzeja na lody, a reszta gości pojechała do domu, aby przygotować niespodziankę. Gdy Jędrzej wszedł do ogrodu, czekało na niego przyjęcie, mnóstwo prezentów, a przede wszystkim wielkie ogrodowe szachy.

Jak na szachistę przystało, Jędrzej domyślił się wcześniej, że w domu dzieje się coś niezwykłego, gdyż już w samochodzie na podjeździe zauważył, że ktoś skacze na jego trampolinie i wyciągnął z tego logiczny wniosek, że chyba są goście – wspomina z uśmiechem tata Jędrka, pan Gerard Różewski.

Na widok wielkich szachów był tak podekscytowany, że przez pierwszych kilka minut nawet się nie uśmiechnął, tylko biegał od jednej figury do drugiej i sprawdzał, czy potrafi je wszystkie podnieść. Jędrzej nie chciał oderwać się od nich ani na chwilę. A gdy kilka godzin później, rodzice próbowali nakłonić go do małej drzemki, zgodził się na kompromis – trzeba było przynieść mu koc i poduszkę na szachownicę.

 

W końcu mały szachista, po piętnastu miesiącach bardzo ciężkiej walki, pokonał chorobę. Radości i planom na piękną przyszłość nie było końca. I choć rodzice cieszyli się ogromnie, że synek wraca do normalnego dzieciństwa, to i tak towarzyszył im lęk przed tym, że choroba nie powiedziała ostatniego słowa. Niestety, po niemal roku spokoju i nadziei, że teraz będzie już tylko lepiej, podczas serii badań roku okazało się, że neuroblastoma znów zaatakowała.

– To był dla nas cios. Baliśmy się ogromnie, bo wiedzieliśmy, że wznowy nowotworów są zawsze trudniejsze do leczenia – wspomina tata Jędrka.

Tym razem to już nie był poligon, ale prawdziwe pole walki. Lekarze wytoczyli najcięższe działa. Po wielu cyklach najcięższej chemioterapii, trzech operacjach, dwóch autoprzeszczepach, terapii izotopem radioaktywnym (MIBG) i wreszcie przeszczepie szpiku od taty, Jędrek po raz drugi pokonał chorobę. Zabrała Jędrkowi kolejne dwa lata dzieciństwa, ale nie odebrała promiennego uśmiechu i wiary w to, że będzie dobrze. Chłopczyk, po latach spędzonych w szpitalach i na leczeniu, mógł znów cieszyć się beztroską zabawą. W końcu poszedł do szkoły, i nadal rozwijał swoją szachową pasję. Rodzice zaszczepili w nim tez miłość do nart i koni. Jędrek poznawał życie, które zostało mu odebrane przez raka. Przez 1,5 roku zdążył zapomnieć o trudach szpitalnego leczenia.

 

Tym ciężej było po raz kolejny stanąć do walki z tak nieustępliwym przeciwnikiem. Pod koniec 2016 roku w wyniku rutynowych badań kontrolnych rodzice Jędrka zobaczyli zmianę, która ponownie miała wywrócić życie rodziny do góry nogami.

Wtedy usłyszeliśmy po raz kolejny: „wznowa” – opowiadają ze łzami w oczach rodzice.

Tym razem guz umiejscowił się nad obojczykiem, niestety okazał się nieoperacyjny. Kolejne ośrodki w Polsce i za granicą odmawiały leczenia, odbierając całej rodzinie resztki nadziei.

W styczniu znów zaczęło się leczenie. Jędrek przeszedł naświetlania, oraz kilka cykli
chemioterapii. Udało się powstrzymać agresywny rozwój choroby – wygrał kolejną bitwę, ale jeszcze nie wojnę.

Choroba wyhamowała, jednak wciąż jest aktywna, dlatego musimy zrobić kolejny krok. I dostaliśmy taką szansę – tłumaczy tata chłopca.

Szansę, która kosztuje fortunę. Niemiecka  klinika w Greifswaldzie  zakwalifikowała go na terapię, ale od razu przedstawiła też kosztorys. Ponad 600 tysięcy złotych. Rodzice poruszyli niebo i ziemię i znaleźli ratunek dla ukochanego synka. Zdobyli całą potrzebną kwotę. Niestety. Rak i tym razem okazał się sprytniejszy. Uderzył ponownie i tuż przed wyjazdem Jędrka na immunoterapię – leczenie przeciwciałami AntyGd2 do Niemiec, lekarze wykryli u chłopca przerzuty nowotworu. Leczenie stanęło pod znakiem zapytania, ale klinika w Greifswaldzie znalazła sposób.

Specjaliści zaproponowali nowy sposób leczenia. Oprócz przeciwciał, Jędrek musi otrzymywać dodatkowo chemioterapię – tłumaczy tata Jędrka.

Niestety, z dobrą wiadomością przyszła i ta trudniejsza. Koszt terapii wzrósł ponad dwukrotnie. Dziś życie Jędrka zostało wycenione na niemal 1,7 mln złotych! To koszt przeciwciał, leków do chemioterapii i wszystkich usług związanych z dużo cięższym leczeniem i większymi powikłaniami. Narodowy Fundusz Zdrowia odmówił pokrycia nawet części tych wydatków.

Jędrek pokazał wszystkim swoją ogromną siłę. Wbrew wszystkiemu i wszystkim walczy, o każdy nowy dzień swojego życia. A my musimy w tym pomóc. Tak, żeby ostatecznie mógł powiedzieć chorobie: szach i mat – tłumaczy pan Gerard Różewski, tata Jędrka.

Jędrek zmarł po ciężkiej, ponad 7-letniej walce z chorobą nowotworową. Stoczył heroiczny bój z przeciwnikiem, który nie dał mu żadnych szans. Mamy nadzieję, że jest teraz tam, gdzie nie czuje już bólu i jest szczęśliwy…

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław