Kacper Kramarz pochodzi ze Zgierza. Ma 14 lat i dwóch braci. Bliźniaka Mikołaja i młodszego, Janka. Razem z Mikołajem od najmłodszych lat rozdawali karty w szkolnych zawodach sportowych. Byli najszybsi. Rywalizowali tylko między sobą. Jak przystało na bliźniaków, lubili robić dowcipy i udawać siebie nawzajem.
– W szkole też im się zdarzało, ale w końcu nauczyciele nauczyli się ich rozpoznawać. I sposób przestał działać – śmieje się pan Michał, tata Kacpra. – Chłopaków różni temperament. Kacper zawsze był bardziej energiczny, Mikołaj ostrożny i zdystansowany.
Kacper ma przy tym wyjątkowe zainteresowania. Od taty zaraził się zamiłowaniem do astrofizyki. Uwielbia oglądać filmy
i programy dokumentalne na temat kosmosu, ale pasjonują go też zagadnienia z pogranicza nauki: UFO, teorie o starożytnych kosmitach. Drugą pasją Kacpra są z kolei… programy Magdy Gessler.
– Jest ogromnym fanem pani Magdy. Zna wszystkie sezony jej programu. Na pamięć zna wszystkie restauracje. Jest wręcz zafascynowany
– opowiada pan Michał. – Bardzo chciałby się kiedyś z panią Magdą spotkać. Na razie się nie udało, ale wierzę, że nie ma rzeczy niemożliwych i kiedyś takie spotkanie uda się zorganizować.
Kulinarna pasja Kacpra ma solidne podstawy. Uwielbia próbować nowych, nawet nieoczywistych smaków i potraw. Poza tym tata dobrze gotuje, a Kacper lubi dobrze zjeść. Uzupełniają się pod tym względem wyśmienicie.
Niestety, kulinarne pasje Kacpra pokrzyżowała choroba. Kiedy miał 11 lat, w marcu 2018 rok Kacprowi powiększyły się węzły chłonne na szyi. Lekarze w Zgierzu podejrzewali zapalenie węzłów, chłopak dostał więc antybiotyk. Jednak po tygodniu, zamiast maleć, węzły Kacpra urosły jeszcze bardziej. Z przychodni chłopak trafił do szpitala w Łodzi.
– Badanie krwi z obwodu niczego nie wykryło. Dopiero prześwietlenie pokazało powiększenie węzła śródpiersiowego. To mogło wskazywać na ziarnicę złośliwą, czyli chłoniak Hodgkina. Kiedy to usłyszeliśmy, kompletnie się załamaliśmy – wspomina pan Michał. – Po punkcji szpiku okazało się jednak, że to białaczka. Z jednej strony niby lepiej, ale to była ostra białaczka limfoblastyczna T-komórkowa. Na pograniczu lekooporności.
Kacper zaczął dostawać chemię i już od samego początku lekarze mówili rodzicom, żeby szykowali się na przeszczep. Terapię chłopiec przechodził w Łodzi. I od razu zyskał sobie sympatię lekarzy.
– Bo on musi wszystko wiedzieć. Dopytuje lekarzy o najdrobniejsze szczegóły. Chce wiedzieć dokładnie, co mu dolega, czego się spodziewać i jak przebiega leczenie. Żeby wiedzieć na czym stoi – tłumaczy pan Michał. – Doszło nawet do tego, że studentów lekarze wysyłali do Kacpra, żeby ich przepytywał. Żeby sprawdzał, co umieją. Stąd pomysł, żeby po wszystkim pójść na medycynę.
Potem Kacper przyjechał Wrocławia. Do Przylądka Nadziei. Przeszczep miał listopadzie i doszedł do siebie bardzo szybko. Po półtora miesiąca. W wigilię mógł wreszcie wrócić do domu. Tata opowiada, że to były wyjątkowe, niesamowite święta dla całej rodziny.
Wszystko zaczynało się na nowo układać. Kacper mógł wreszcie wrócić do swoich kolegów, do szkoły, do hobby. Razem z rodziną pojechał na wymarzone wakacje. Zobaczył Disneyland. W międzyczasie oczywiście stawiał się na kontrole. Raz w Łodzi, raz we Wrocławiu.
– Latem ubiegłego roku, po jednej z takich kontroli dostałem telefon
z kliniki we Wrocławiu. Pani doktor nie wiedziała, jak ma mi powiedzieć,
w jakiej sprawie dzwoni – wspomina tata Kacpra. – To było podejrzenie wznowy…
Badanie szpiku, pobranego dwa razy do badania w Łodzi potwierdziło niestety podejrzenia wrocławskiej kliniki. Nie było wątpliwości. Rak wrócił i zaatakował znowu.
Nie było czasu do stracenia. Kacper dostał nową, bardzo silną chemię. Tak potężną, że przestał chodzić. W międzyczasie przez dwa miesiące musiał zmagać się jeszcze dodatkowo z zapaleniem płuc, od grudnia do marca z małopłytkowością, krwotokami
z nosa.
– Przeszczep zaplanowany był na marzec. Niestety, pani która miała być dawcą przestraszyła się pandemii koronawirusa i zrezygnowała
– wzdycha pan Michał. – Trzeba było czekać i to spowodowało mnóstwo komplikacji.
Kolejne naświetlanie, chemia, czyszczenie szpiku, aż wreszcie na początku kwietnia tego roku Kacper miał w końcu drugi przeszczep. Jednak tym razem nie obyło się bez poważnych powikłań. Gwałtownie spadała saturacja. Chłopiec trafił na OIOM
z niewydolnością oddechową. Na dwie minuty zatrzymało mu się serce. Wrócił dzięki sprawnej akcji reanimacyjnej. Pięć dni był
w śpiączce, pod respiratorem.
– Nawet lekarze już zwątpili, ale ja wierzyłem. Kacper będzie żył. Nie ma innej opcji. Pozytywne myślenie i energia mają ogromny wpływ na skuteczność leczenia. Nie wolno się poddawać – twardo podkreśla pan Michał. – I wyszedł z tego. Wiedziałem, że wyjdzie. Bo to jest prawdziwy fajter. W Przylądku Nadziei ma pseudonim “Wojownik”.
Kacper po kilku dniach na OIOM trafił raz jeszcze. Tym razem na dwa dni. Też wyszedł. I powoli staje na nogi. Żeby całkowicie poradzić sobie z ryzykiem nawrotu choroby i jednocześnie uniknąć niebezpiecznych powikłań po przeszczepie, Kacper musi otrzymać specjalistyczny lek Soliris. Do niedawna uchodzący za jeden z najdroższych leków na świecie. Jedna ampułka kosztuje prawie 20 tysięcy złotych. Kacper, żeby pokonać chorobę potrzebuje co najmniej dziewięciu. To koszt ponad 190 tysięcy złotych.
Rodzice muszą zdobyć te pieniądze – lek jest nierefundowany. Organizujemy pilna zbiórkę na ratowanie Kacpra. Prosimy o każde, choćby symboliczne wsparcie. Każda złotówka ma znaczenie. Każda to dla Kacpra krok bliżej do pokonania raka. Do zdrowia.
Dziś dotarła do nas niesamowicie smutna wiadomość. Kacper odszedł. Ostatnie chwile spędził w domu. Z rodziną i najbliższymi. Dziękujemy wszystkim, którzy do końca robili co tylko w ludzkiej mocy, żeby go uratować. Kacper, będzie nam Ciebie brakować…
Na zawsze zostaniesz w naszych sercach.
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław