Nasi Podopieczni

W wieku 13 lat zachorował na białaczkę. Dziś Kajetan udowadnia, że nie można bać się raka - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Mar 9, 2023 6:37:00 AM

17-letni Kajetan Lehmann z Zielonej Góry to urodzony piłkarz i zwycięzca. Uwielbia rywalizować i nie lubi przegrywać. Choć udało mu się pokonać nowotwór, to sam pobyt w szpitalu nauczył go pokory i pozwolił nabrać zdrowego dystansu do otaczającej go rzeczywistości. Dziś „Kajo” już wie, że nie musi być gwiazdą. Wystarczy, że będzie sobą.

– Jego idolem jest Cristiano Ronaldo. O jego technice i poszczególnych etapach rozwoju Kajo potrafi mi opowiadać całymi godzinami. Naprawdę tym żyje – przekonuje pani Andżelika, mama nastolatka.

 

Na co dzień pracuje w branży gastronomicznej. Kiedy jej najstarszy syn zachorował, pani Andżelika zaczęła się pasjonować ziołolecznictwem. Obecnie jest słuchaczem kursów z ziołolecznictwa i naturoterapii. Dlatego pozostaje otwarta na różne formy leczenia. Bo liczy się dla niej jedno: to wszystko ma przynosić pozytywny efekt w leczeniu nie tylko nowotworów.

Kajo ma młodszego brata, 14-letniego Julka. Często spędza czas ze swoim starszym przyjacielem, 22-letnim Konradem. Prywatnie bardzo lubi koty. Dlatego w domu rodziny Lehmannów niepodzielnie króluje kot brytyjczyk imieniem Ekler. Choć wszyscy wołają na niego bardzo różnie. „Kici-kot”, a czasem po prostu „kot”.

– Syn jest bardzo towarzyski, ma wielu przyjaciół. Starsi koledzy również darzą go szacunkiem. Kajo czuje się wśród nich bardzo dobrze. Tylko czasem jeszcze się peszy, kiedy w ich gronie pojawiają się starsze koleżanki – dodaje mama, śmiejąc się.

W wieku 11 lat trafił do Akademii Piłkarskiej Macieja Murawskiego. Jako obiecujący piłkarz grał na pozycji skrzydłowego, następnie przesunięto go bliżej środka pola. Od początku rodzice Kaja kibicowali swojemu dziecku, ale nigdy nie chcieli, aby grał za wszelką cenę. Pani Andżelika i pan Robert jeździli z nim na treningi oraz na turnieje. Kiedy chłopak zachorował, mama postanowiła wytłumaczyć reszcie zespołu, co się dzieje z ich przyjacielem i czym jest tak naprawdę białaczka.

– Nie chciałam, żeby bali się choroby, bali się Kaja. Dlatego starałam się tym młodym ludziom wytłumaczyć, na czym polega nowotwór, jak wygląda leczenie – przypomina sobie tamten czas pani Andżelika. – Pamiętam, że posługiwałam się nawet przykładami z serialu Było sobie życie.

Kontakt z rówieśnikami i starszymi kolegami jej syna przyniósł pozytywny efekt. W ich świadomości Kajetan zaczął funkcjonować jako zwycięzca. Nie tylko nie przestraszyli się jego choroby, ale zaczęli darzyć go jeszcze większym szacunkiem. Boiskowi rywali docenili jego walkę o powrót do zdrowia, natomiast temat nowotworów przestał być tematem tabu.

 

 

W Akademii Kajetan intensywnie trenował i jak zawsze przygotowywał się do kolejnych turniejów. Jednak po pewnym czasie mama chłopca zauważyła, że zaczął się zmieniać. Był coraz bardziej osłabiony i miał podkrążone oczy. W czerwcu 2019 r., po kolejnym treningu w upale, zaczął narzekać, że jest mu zimno.

– Zdziwiło mnie to. Podejrzewałam, że to przez bardzo ciężkie treningi, bo w tym wieku organizm młodego sportowca jest bardzo eksploatowany – wyjaśnia pani Andżelika.

W następnym miesiącu cała rodzina wybrała się nad jezioro. Podczas gdy młodszy brat Julek wesoło pluskał się w wodzie, Kajetan trząsł się z zimna na plaży.

– Ewidentnie coś było nie tak. Zmierzyliśmy mu temperaturę i wyszło, że ma 38 stopni – opowiada mama.

Wysoka gorączka utrzymywała się przez następne trzy dni. Zaniepokojeni rodzice postanowili wybrać się z synem do lekarza. Pani doktor po obejrzeniu chłopca wysłała go następnie na oddział szpitalny w Zielonej Górze w celu dalszej diagnostyki. I wtedy okazało się najgorsze.

– Pamiętam jak dziś. Wykluczyli wszystkie choroby, została jedynie choroba rozrostowa… Tak powiedział mi lekarz. Po czym wyjaśnił, że ma na myśli białaczkę. Tylko, że oni nie zrobią Kajetanowi badania szpiku. Tym niech zajmą się już we Wrocławiu, w Przylądku – wspomina tamte słowa lekarza pani Andżelika.

Kajo trafił więc do wrocławskiej kliniki Przylądek Nadziei. Na miejscu lekarze nie potwierdzili białaczki, ale też jej nie wykluczyli. Konieczne było pobranie szpiku.

– Wszystko potoczyło się błyskawicznie. W środę trafiliśmy do Przylądka, a już w czwartek Kajo miał pobierany szpik. No i okazało się, że prawie 90% szpiku ma już zajęte… – precyzuje mama nastolatka.

Diagnoza: ostra białaczka limfoblastyczna.

– Na samym początku przyszła do mnie pani Magda i zapytała, czy chcę powiedzieć Kajetanowi na co choruje. Zdecydowałam się mu o tym powiedzieć w poniedziałek przed lekarzami. Lecz on już w sobotę zapytał mnie wprost: Mamo, czy ja mam białaczkę? Nie mogłam go przecież okłamywać – tłumaczy pani Andżelika.

 

Dla chłopca pobyt w klinice był nowym doświadczeniem. Po raz pierwszy miał styczność z innymi chorymi. Na oddziale poznał wielu interesujących ludzi. Ponadto szpitalna rzeczywistość oraz rutyna połączona z trudami leczenia sprawiły, że Kajetan, dotychczas źle znoszący porażki, spokorniał i docenił siłę i wolę walki pozostałych pacjentów, czasem jego rówieśników.

Dziś Kajetan dobrze wspomina pobyt w klinice, mimo przeżytej sepsy i skutków ubocznych chemioterapii. W pamięci utkwili mu zwłaszcza uśmiechnięci lekarze. Nie może również zapomnieć uśmiechu pani Danieli z Zespołu Wsparcia Psychospołecznego, z którą często rywalizował grając w różne gry na zajęciach odbywających się w międzyczasie w Przylądku.

Jednocześnie żeby Kajo nie stracił kontaktu z kolegami ze szkoły rodzice sprezentowali mu konsolę Playstation i laptopa. Mógł więc grać z nimi przez internet całymi godzinami. Jednak nie tylko w sieci piłkarze są ze sobą bardzo zgrani. Na boisku i poza nim są też ze sobą bardzo zżyci. Dlatego podtrzymywanie więzi z resztą zespołu również przyniosło pozytywny efekt. Koledzy nie tylko stale interesowali się jego stanem zdrowia, lecz pewnego dnia odwiedzili go w klinice. A Akademia zorganizowała zbiórkę dla swojego utalentowanego podopiecznego.

 

 

Pani Andżelika również miło wspomina czas spędzony w Przylądku. Poznała tam wielu innych rodziców wspierających się wzajemnie. Jednocześnie mama Kajo już na początku doszła do wniosku, że kluczem do wyzdrowienia jej syna będzie pozytywne nastawienie. Dlatego zrezygnowała choćby z noszenia czarnych ubrań na rzecz kolorowych, które miały wywoływać cieplejsze skojarzenia.

– Jestem bardzo wdzięczna Fundacji Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową i całemu Zespołowi Wsparcia Psychospołecznego za pracę, którą wykonali dla mojego syna. Bo w leczeniu chodzi o leczenie całego organizmu, zarówno ciała, jak i ducha. O sukcesie możemy mówić wtedy, kiedy chemioterapię połączymy z uśmiechem i odpowiednim nastawieniem – wyjaśnia mama Kajetana.

Niestety, chorobę gorzej znieśli mąż pani Andżeliki, Robert oraz Julek, który z chorobą brata musiał poradzić sobie sam. Niektórzy znajomi, jak i członkowie rodziny rodziny zdystansowali się od nich. Nie wszyscy potrafili odnaleźć się w tej sytuacji, a tak naprawdę liczą się drobne gesty. Choroba dotyka całej rodziny. Ważne jest wsparcie dla najbliższych, którzy zostali w domu. Okazanie ciepła rodzeństwu, dla którego nagle wali się cały świat. Pomoc rodzicowi, który nie jedzie do kliniki, ale nagle zostaje sam z obowiązkami, które dzielono dotychczas na dwoje.

- Moja mama przeprowadziła się z nami do Wrocławia. Gotowała nie tylko dla nas wszystkich, lecz również dla pozostałych dzieci w Przylądku. Była prawdziwym wsparciem – wspomina pani Andżelika.

Po czym dodaje:

– Nie można bać się raka, tylko trzeba się z nim oswoić. Kiedy syn miał otrzymać pierwszą chemię, zapisałam się do grupy białaczkowej i ściągnęłam wszystkie protokoły, żeby być na bieżąco. Dzięki temu wiedzieliśmy o wszystkich możliwych następstwach leczenia i to bardzo nam pomogło w gorszych momentach. Ostatecznie Kajo znalazł się wśród 5% pacjentów, którzy szli wzorowym trybem leczenia.

I na koniec radzi rodzicom:

– Według mnie, czynnikiem decydującym w postawieniu odpowiedniej diagnozy jest wywiad środowiskowy z rodzicem. Rodzice powinni dokładnie powiedzieć lekarzowi, co się dzieje z ich dzieckiem i co się z nim działo nie tylko w ostatnim czasie. Nawet drobiazgi mają znaczenie. Należy stale obserwować dziecko, być wyczulonym na wszelkie dolegliwości, zmiany w nastroju, zachowaniu, bo to może pomóc w szybkim zdiagnozowaniu choroby. Najważniejsza jest rozmowa. Nie można nic zrobić, jeśli rodzic nie otworzy drzwi lekarzowi.

Kajetan zakończył leczenie 17 lipca 2021 roku. Wrócił do grania w piłkę, jednak przestał tak intensywnie trenować. Dziś na boisko wychodzi w ramach zajęć pozalekcyjnych. Do rywalizacji i kariery zaczął podchodzić spokojniej. Mimo, że piłka nożna nadal zajmuje szczególne miejsce w jego sercu, to liczy się teraz przede wszystkim jego zdrowie.

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław