Gdy rozmawiamy z mamą Karolinki, emocje nie opadają ani na sekundę. Chwilę wcześniej dowiedziała się, że jej ukochana maleńka córeczka miała ogromne problemy na sali operacyjnej. Jej zmęczone chemioterapią serduszko, odmówiło posłuszeństwa. Lekarze dwoili się i troili, żeby ją uratować. Udało się. Ale na jak długo? Dziś może ją ocalić jeden, jedyny lek – Mylotarg. Nierefundowany, a rodziców nie stać na jego zakup.
Lekooporna białaczka szpikowa. Brzmi jak wyrok. Zwłaszcza dla tak maleńkiego dziecka, jakim jest Karolinka Małecka. Dziewczynka ma dopiero 18 miesięcy, a od ponad pół roku walczy z rakiem. Rak przyszedł bardzo podstępnie. Jednego dnia Karolinka była radosną, pogodną dziewczynką, która bawiła się w swoim domku, a następnego już walczyła o życie. Miesiąc wcześniej cała rodzina bawiła się na uroczystym przyjęciu z okazji roczku Karolinki, a teraz czeka ich walka na śmierć i życie…
Zaczęło się rano. Od bardzo intensywnych wymiotów. Męczyły ją co chwilę, a gdy pojawiła się w nich krew, rodzice nie czekali ani chwili. Od razu pojechali z małą Karolinką na pogotowie. Szybkie przyjęcie na oddział, pierwsze badania krwi i od razu informacja, która zwaliła wszystkich z nóg. Białaczka.
– Spodziewaliśmy się, że lekarz powie, że to jakieś zatrucie. Może wirus… A usłyszeliśmy najgorsze słowa, które mogły paść. RAK – to mi się po prostu nie mieściło w głowie. Wyobrażaliśmy sobie najgorsze. Byliśmy załamani…
Opowiada pani Monika Małecka
– Spodziewaliśmy się, że lekarz powie, że to jakieś zatrucie. Może wirus… A usłyszeliśmy najgorsze słowa, które mogły paść. RAK – to mi się po prostu nie mieściło w głowie. Wyobrażaliśmy sobie najgorsze. Byliśmy załamani…
– Karolinka była okazem zdrowia. Nic jej wcześniej nie dolegało. Teraz już wiem, że otarcia na skórze, które zauważyłam u niej kilka dni wcześniej to były wybroczyny zwiastujące to, co się dzieje. Ale wtedy pediatra powiedziała, że to otarcia i kazała smarować maścią…
Do specjalistycznej kliniki Karolinka została przywieziona karetką. Trafiła na oddział intensywnej terapii. Wtedy lekarze powiedzieli, że gdyby trafiła pod ich opiekę dzień później, mogłaby nie przeżyć. Przez trzy dni walczyli o ocalenie jej życia. Wygrali pierwszą, najintensywniejszą bitwę, ale przed Karolinką była jeszcze bardzo długa i ciężka wojna.
Niemal od razu zaczęła się chemioterapia. Karolinka znosiła leczenie wyjątkowo dobrze. Mama się nawet cieszyła, że omijają ją najtrudniejsze skutki uboczne podawanych jej lekarstw. Mała się śmiała, jadła i dopisywał jej humor.
– Niestety, tak, jak nie było widać po niej skutków działania chemii, tak i tych skutków nie było widać w wynikach
Opowiada ze smutkiem pani Monika.
Po trzech cyklach okazało się, że standardowe leczenie nie działa. Karolinka została zakwalifikowana do tak zwanej grupy wysokiego ryzyka. Lekarze wdrożyli agresywniejsze leczenie. Niestety, nawet ono nie przyniosło rezultatów i było wiadomo, że białaczka jest oporna na terapię. Tym razem specjaliści wytoczyli najcięższe działa – chemioterapię, którą zwykle stosuje się przy wznowach.
– I w końcu udało się. Przyszedł do nas nasz doktor i powiedział, że w końcu jest remisja. Powiedział się nawet, że bardzo się cieszy, bo sam się bał, czy to się uda. Odpowiedziałam mu wtedy, żeby nawet nas w ten sposób nie straszył …
Zawiesza głos mama Karolinki. Wtedy już mieli tylko nadzieję, że Karolinka zostanie przygotowana do przeszczepu szpiku, po którym zaczną nowe życie.
Zakończyły się wszystkie cykle chemii i rodzice Karolinki bardzo wierzyli w to, że następnym etapem będzie transplantacja szpiku. Dawca już został znaleziony, bo nie mógł nim być nikt z rodziny. 20-letnia dziewczyna gdzieś w Polsce zgodziła się oddać cząstkę siebie, żeby ratować małą Karolinkę. Karolinka była słabsza i od miesiąca co chwilę coś się działo. Infekcja rotawirusem, zakażenie groźną bakterią, poważne problemy z serduszkiem.
– Ale wiedzieliśmy, że to wszystko pokonamy. Byle ta białaczka już ustąpiła…
Podkreśla pani Monika.
Przed transplantacją czekała ich jeszcze ostatnia, kontrolna biopsja. I wraz z nią przyszło całkowite załamanie. W szpiku mnóstwo komórek nowotworowych – znacznie więcej niż w poprzednich badaniach. Lekarze z Przylądka Nadziei skonsultowali się z najlepszymi specjalistami w kraju. Wspólnie ustalili, że muszą sięgnąć po lek ostatniej szansy. Sprowadzany z zagranicy, bardzo drogi i nierefundowany Mylotarg. Przed nim Karolinka dostanie jeszcze kolejną bardzo agresywną 14- dniową chemię, która została przygotowana specjalnie dla dziewczynki. Potem lekarze mają 24 godziny na podanie jej Mylotargu i …
– I pozostaje nam tylko nadzieja, że to leczenie zadziała. Że będzie remisja i uda się przeprowadzić przeszczep szpiku. Bez tego nie zostanie nam już nic
Płacze mama Karolinki.
Na operację trafiła, żeby chirurdzy mogli jej założyć centralne dojście – specjalnie do podawania chemii. Ale na stole operacyjnym serduszko stanęło. Wymęczone i osłabione ciężką chemioterapią odmówiło posłuszeństwa. Chirurgom udało się na szczęście opanować sytuację i ustabilizować dziewczynkę. Dzięki temu onkolodzy mogli zacząć chemioterapię. Nie czekali ani chwili dłużej, bo czas dla życia dziewczynki ma kluczowe znaczenie.
Skrojona na miarę chemia już płynie do żył maleńkiej Karolinki. To dlatego rodzice mają tylko dwa tygodnie na zebranie 30 tysięcy złotych, dzięki którym będą mogli kupić lek dla ukochanej córeczki. Dziś tych pieniędzy nie mają, ale wiedzą, że od nich zależy życie małej Karolci.
– Ona się przyzwyczaiła do szpitala, jak do swojego domu. Od siedmiu miesięcy nie wyszłyśmy nawet na przepustkę. Spędziłyśmy tu Boże Narodzenie i Wielkanoc. Karolinka już chyba nawet nie pamięta domu
Opowiada ze łzami w oczach mama Karolinki
– Ale dzisiaj, gdy wyczerpały się powoli wszystkie szanse, nie możemy już dłużej czekać. Błagamy o pomoc. Dzisiaj liczy się dla nas każda złotówka, każda, nawet najmniejsza wpłata. Trzymamy kciuki, aby tym razem wszystko się udało i Karolcia w końcu wróciła do domu i cieszyła się dzieciństwem tak jak inne dzieci.
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław