Nasi Podopieczni

Walczy z rakiem i nie przestaje się uśmiechać. Trzymiesięczna Marysia stawia czoła neuroblastomie - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Oct 28, 2021 9:00:00 AM

Marysia jest rozkosznym, pulchnym niemowlęciem. Dużo się uśmiecha, choć jeszcze niedawno z jej kołyski wciąż było słychać głośny płacz. To przez guza, który znajduje się w brzuszku dziewczynki. Marysia walczy z neuroblastomą i ani myśli się poddawać. Jej rodzina robi wszystko, żeby mogła jak najszybciej wrócić zdrowa do domu.

Marysia Chamska z Wrocławia urodziła się 02.08.2021 roku, a jej droga na świat nie była łatwa. Ale dziewczynka to rozkoszny i niesamowicie dzielny niemowlak, który nie przestaje się uśmiechać! Jest ciekawska świata i uwielbia towarzystwo. To właśnie w otoczeniu bliskich czuje się bezpieczna i kocha się przytulać!

– Marysia nie znosi samotności, a kiedy zostawi się ją na chwilę samą, bywa nerwuskiem – śmieje się pani Elżbieta, mama dziewczynki. – Najlepiej się jej zasypia, kiedy rozmawiam przez telefon albo kiedy towarzyszy Szumiś.

Bo Marysia uwielbia swojego szumiącego misia! Wśród ukochanych zabawek są też pluszowa żyrafa i grająca pozytywka. Towarzyszą one wojowniczce nawet w szpitalu, gdzie maluszek walczy z nowotworem.

 

 

 

Marysia po wyjściu ze szpitala do domu bardzo dużo płakała. Najczęściej podczas zmiany pieluszki albo w tracie zmiany boku, na którym leżała.

– Ten płacz nie przypominał mi zwykłego, niemowlęcego płaczy. To był raczej głośny wrzask – wspomina pani Elżbieta. – Marysia jest naszym pierwszym dzieckiem i wszyscy mnie uspokajali, że jestem przewrażliwiona i że to normalne u dzieci. Ale kiedy odwiedziła nas położna na kontrolną wizytę, od razu opowiedziałam jej o moich obawach, że Marysię chyba coś boli.

Pani Elżbieta zauważyła również, że dziewczynka mało rusza nóżkami, ale położna uspokajała strapioną mamę i kazała obserwować dziecko. Przy kolejnej wizycie zwróciła jednak uwagę, że z nóżkami Marysi faktycznie jest coś nie tak. Jej stópki stały się nabrzmiałe i nieco sine.

– Czekała mnie wizyta u kardiologa, ponieważ przechodziłam w ciąży COVID – opowiada mama dziewczynki. – Położna poleciła mi porozmawiać z lekarzem o dolegliwościach córeczki, ale badanie nic nie wykazało. Potem miałyśmy wizytę u pediatry, który również nie widział żadnych zmian. Ale na wszelki wypadek dał nam skierowanie do neurologa i od tego wszystko się zaczęło.

Neurolog skierował Marysię na SOR w Dolnośląskim Szpitalu Specjalistycznym im. T. Marciniaka we Wrocławiu. Lekarz stwierdził zbyt małą ruchliwość kończyn dolnych pacjentki i podejrzewał, że ma poważne problemy z kręgosłupem. Konieczna była pilna i pogłębiona diagnostyka.

 

 

W międzyczasie Marysia miała USG brzuszka i wtedy okazało się, że dziewczynka ma sporego guza.

– Guz był bardzo duży – wspomina pani Elżbieta. – Miał prawie cztery centymetry średnicy! Konieczne było wykonanie biopsji, ale lekarz stwierdził, że guz jest za duży i najpierw trzeba go zmniejszyć. Jeszcze tego samego dnia, 1.09.2021 r., trafiliśmy do Przylądka Nadziei, gdzie córka miała mieć podaną chemioterapię, która miała zmniejszyć guza. Byłam załamana.

Dziewczynka rozpoczęła pierwszy cykl chemioterapii, który trwał trzy dni. To były bardzo trudne dni i początek walki o życie Marysi.

 

 

Chemioterapia wywołała u Marysi wymioty i biegunki, a ciało dziewczynki pokrywały odparzenia. Konieczne było podanie leków przeciwbólowych. W dodatku sterydy sprawiły, że wojowniczka była niespokojna i wymagała ciągłego noszenia na rękach.

– Po pierwszej chemii udało się osiągnąć poprawę – wspomina pani Elżbieta. – Guz zmniejszył się, ale biopsja wciąż była niemożliwa, bo Marysia złapała jakąś bakterię. Wkrótce, 22.09.2021 roku, zaczęliśmy kolejną chemioterapię. Było już nieco lepiej, bo ustały biegunki i odparzenia, ale śluzówki córeczki były białe i musiała przyjmować leki przeciwgrzybicze.

Po drugiej chemioterapii, 06.10.2021 r. lekarze mogli wreszcie wykonać biopsję. Badanie nie było jednak łatwe, bo guz umiejscowiony jest dość wysoko w ciele dziewczynki i bardzo blisko klatki piersiowej. Pacjentka chwilę później trafiła na Oddział Wzmożonego Nadzoru, bo dren, który miała założony, przestał działać. Konieczne było założenie portu, aby Marysia mogła przyjmować leki.

– Kiedy parametry Marysi się poprawiły, zostaliśmy wypisani do Przylądka – wspomina mama wojowniczki. – Wciąż czekaliśmy na wyniki biopsji i została nam zlecona rehabilitacja, bo córeczka ma lekką asymetrię postawy i trochę wygięte stópki. Kiedy przyszła diagnoza, zwaliła nas z nóg.

Biopsja jasno wskazywała, że Marysia choruje na neuroblastomę. Chemioterapią udało się zmniejszyć średnicę guza z 3,7 cm do zaledwie 11 mm, ale przeciwnik wciąż nie został pokonany.

– Byłam załamana. Wciąż płakałam i na nic nie mogłam się przygotować. Jestem zadaniowcem i lubię mieć jasno określony plan działania. A tutaj wszystko było wielką niewiadomą! W ogóle nie pamiętam pierwszego tygodnia leczenia. Za to tata Marysi od razu miał syndrom walki. To dzięki niemu i temu, że Marysia jest taka silna i dzielna mam siłę, by walczyć o jej zdrowie.

A ile potrwa walka o zdrowie dziewczynki jeszcze nie wiadomo. Na początku listopada pacjentkę czeka kolejna biopsja i punkcja szpiku.

 

 

 

Kolejne badania pokażą, czy Marysia potrzebuje być poddana kolejnemu, czwartemu cyklowi chemioterapii. Być może opuści szpital i będzie się tutaj pojawiać tylko na wizyty kontrolne. Wszystko wskazuje, że leczenie idzie w dobrą stronę, a dziewczynka ma się świetnie. Zniknął płacz, a jego miejsce zajął szeroki uśmiech.

– Marysia ma wciąż dobry apetyt i nawet podczas leczenia super jadła i przybierała na wadze – podkreśla pani Elżbieta. – Jest naszym pulchnym niemowlaczkiem i trudno nam się z tym wszystkim pogodzić, bo wygląda na całkiem zdrowe dziecko.

Marysia jest niesamowicie dzielna i silna i mocno trzymajmy za nią kciuki, żeby tak pozostało. Żeby Marysia jak najszybciej wróciła do domu, a jej walka z chorobą miała szybkie i szczęśliwe zakończenie.

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław