Nasi Podopieczni

Nie dał się pokonać niepełnosprawności. Teraz walczy z białaczką - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Aug 4, 2020 8:16:00 AM

Mateusz Karaczun to prawdziwy superbohater. Urodził się z zespołem Dandy’ego-Walkera, rozszczepem podniebienia, dysmorfią, a w jego głowie brakowało płatów potylicznych. To jednak nie przeszkodziło mu jeździć na rowerze, kopać w gałę z kolegami i tworzyć zwierzęce portrety. Teraz jednak pojawił się nowy przeciwnik. Do listy wrogów, z którymi przyszło mu się zmierzyć dołączyła ostra białaczka limfoblastyczna.

Mateusz na świat przyszedł 6 czerwca 2005 roku i od samego początku miał pod górkę. Jeszcze w brzuchu matki było wiadomo, że będzie niepełnosprawny umysłowo. Urodził się bez płatów potylicznych w głowie, z zespołem Dandy’ego-Walkera, rozszczepem podniebienia miękkiego i twardego i dysmorfią paluszków u stóp.

– Dość późno zaczął mówić i chodzić – wspomina pani Aneta Ułasik, mama Mateusza. – Jak miał około 2 latka zaczął stawiać pewne, samodzielne kroki.

Mama naszego wojownika nie poddawała się, mimo, że o zdrowie syna musiała walczyć w pojedynkę. Mateusz był rehabilitowany, przeszedł operację podniebienia i dzielnie pokonywał kolejne bariery, jakie stawiała przed nim choroba. Dzięki uporowi dzielnej mamy i swojemu mógł się rozwijać, uczyć, odnajdywać w sobie nowe pasje i bawić się z kolegami.

 

W rodzinnym domu w Borówkach niedaleko Bolesławca, szybko dał się poznać jako artysta. Od najmłodszych lat uwielbia rysować, a najbardziej zwierzęta. Spod jego kreski wychodzą psy, koty, a nawet słonie. Zamiłowanie Mateusza do zwierząt nie ogranicza się jednak tylko do ich portretowania. Nasz bohater ma w domu rybkę i dwa psiaki: Mikiego i Reksia, o które dba razem ze swoją 6-letnią siostrą Karoliną.

– Karolina to jego oczko w głowie – wspomina pani Aneta. – Bardzo lubią spędzać razem czas. Najchętniej rysują przy jednym stole.

Mateusz też bardzo lubi sport. Z kolegami ze szkolnej ławki w Bolesławcu: Krzysiem, Karolem i Filipem chętnie odwiedzali boisko do piłki nożnej.

– Mateusz nie odstawał od swoich rówieśników mimo lekkiego stopnia upośledzenia – wspomina jego mama. – Nauczył się nawet jeździć na rowerze. Był samodzielny. Sam jeździł szkolnym autobusem i na wycieczki.

A podróżowanie to kolejna z pasji naszego wojownika. Jego marzeniem jest mieć trzykołowy rower i pojechać nim nad morze. Mateusz snuł sporo takich planów, które niestety będą musiały poczekać.

 

W 2016 roku na jednej z kontrolnych wizyt lekarz rodzinny zauważył, że odporność Mateusza szwankuje. Trzy razy w roku miał zapalenie płuc, były też problem z oskrzelami. Nasz wojownik został skierowany na badania do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu. Tam okazało się, że Mateusz kwalifikuje się do terapii immunoglobulinami. Raz w miesiącu dostawał lek i wydawało się, że jego problemy ze zdrowiem się unormowały. Niestety trwało to tylko do 2018 roku. Pod koniec października Mateusz poczuł się na tyle źle, że trafił na SOR w Lubinie. Wstępna diagnoza nie była niepokojąca.

– Lekarz stwierdził zapalenie gardła – wspomina pani Aneta. – Mateusz dostał antybiotyk, ale ten z biegiem czasu wcale nie pomagał. Na początku listopada zabrałam syna do rodzinnego lekarza w Chocianowie, który stwierdził zapalenie nerek.

Jeszcze w przychodni stan Mateusza znacznie się pogorszył. W poczekalni stracił przytomność, a karetka znów zabrała go do szpitala w Lubinie. Tam czekała go tomografia głowy, która wykazała, że Mateusz ma zbyt wysokie ciśnienie wewnątrzczaszkowe. Nasz wojownik odbył kolejną podróż karetką. Na sygnale został przewieziony do Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego
im. T. Marciniaka, gdzie czekała go ekspresowa operacja głowy. Założono mu zastawkę komorowo-otrzewną, która miała regulować ciśnienie. Niestety zastawka nie przyjęła się, a stan Mateusza wciąż był ciężki. Po trzech dniach od założenia zastawki naszego bohatera czekał rezonans.

– Diagnoza zmroziła mi krew w żyłach – wspomina Pani Aneta. – Usłyszałam, że mój syn ma guza podwzgórza.

Mateusz natychmiast ruszył w kolejną podróż. Tym razem samolotem został przetransportowany na neurochirurgię do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam po wykonaniu biopsji stwierdzono, że naszemu wojownikowi nie zagraża nowotwór, a w jego głowie powstało zapalenie podwzgórza. Mateusz przeszedł AŻ 13 OPERACJI założenia zastawki! W połowie lutego 2019 roku lekarze odnieśli sukces i zastawka wreszcie zadziałała. Potem czekały go już tylko wizyty kontrolne i pobyty rehabilitacyjne.

 

Podczas jednej z rehabilitacji w lipcu w Centrum zdrowia dziecka lekarz zalecił wykonanie morfologii. Wyniki były złe na tyle, że dla pewności badania trzeba było powtórzyć. Mateusz został umieszczony na oddziale pediatrycznym, a następnie przeniesiono go do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. Biopsja i badanie płynu z zastawki wykazały, że Mateusz cierpi na ostrą białaczkę limfoblastyczną.

– To był szok – wspomina mama Mateusza. – Gdyby lekarz nie zalecił morfologii, mój syn mógłby umrzeć we śnie i nawet bym nie wiedziała, że był chory na raka!

W Warszawie zaczęło się leczenie, ale ze względu na odległość od domu, 24 lipca karetka przewiozła Mateusza do Przylądka Nadziei we Wrocławiu.

 

W Przylądku Mateusz rozpoczął chemioterapię. Niestety z uwagi na jego choroby towarzyszące, nasz wojownik jest trudnym przypadkiem. Jednego leku w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Warszawie nie można było mu podać, ponieważ w czasie biopsji nie poleciał płyn mózgowo-rdzeniowy. Lekarze z Przylądka Nadziei podejmą kolejną próbę, miejmy nadzieję, że tym razem udaną. Na szczęście reakcja mamy i lekarzy była ekspresowa, co daje szanse na pokonanie wroga. Mateusz to w końcu silny zawodnik i łatwo się nie podda.

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław