Nasi Podopieczni

Michał rozłoży chorobę na łopatki - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Feb 2, 2017 9:33:00 AM

Zanim zachorował, uwielbiał sport. Grał w piłkę ręczną, pływał, trenował sztuki walki. Po powrocie z letniego obozu aikido, uśmiech na jego twarzy, zaczął gasnąć. Szybko okazało się, że 10-letni Michał Buczek z Głogowa musi stanąć do pojedynku z najgroźniejszym przeciwnikiem w swojej karierze. I cały czas walczy, o to, by wygrać nie tylko pierwszą rundę, ale i całą walkę!

Mama Michała, pani Ala, z drżeniem w głosie wspomina czasy, gdy cała rodzina cieszyła się beztroską.

Pamiętam, jak byliśmy w Wieleniu nad jeziorem. Jest tam piękny sosnowy las. Jeździłam z synami na rowerach – oni z przodu, ja za nimi. Miałam taką myśl: „Jaka ja jestem szczęśliwa, że mam dwoje zdrowych dzieci.” Po chwili dodaje, że kilka dni później, jej poukładany, szczęśliwy świat runął wraz z dramatyczną diagnozą.

Choroba zaczęła się od siniaków i wybroczyn na nóżkach. Pani Ala jest nauczycielką i w pracy słyszała o uczniu, który cierpiał na poważną chorobę krwi, a na początku miał na skórze takie same ślady, jak Michałek. Jej reakcja była natychmiastowa. Zawiozła syna na badania krwi, które pokazały, że intuicja jej nie zawiodła. Chłopiec po kilku dniach trafił do Przylądka Nadziei.

 

Anemia aplastyczna, groźna choroba szpiku kostnego powodująca niedokrwistość, przerwała beztroskie dzieciństwo wesołego chłopca. Jego mama ze łzami w oczach opowiada o tamtych chwilach. 

Nic nie wiedziałam o tej chorobie, nie chciałam czytać w Internecie. Bałam się tych informacji. Ale człowiek od razu układa sobie w głowie czarne scenariusze. One mnie zabijały.

 

I opowiada, że to Michał często ją rozśmieszał, a w szpitalnej rzeczywistości odnalazł się lepiej niż ona. Do walki podszedł jak na sportowca przystało. Przyzwyczajonego do ciężkiej i systematycznej pracy. Wiedział, że ma przed sobą zadanie do wykonania. 

Michaś Jest niezwykle pogodny, łatwo nawiązuje kontakty, jest bardzo bezpośredni, a przy tym bardzo pozytywnie nastawiony do życia. To optymistyczne spojrzenie na świat odziedziczył po tacie – dodaje już z uśmiechem.

Michał jest bardzo świadomy tego, co się z nim dzieje.

On bardzo dużo rozumie, każdą moją minę. Kiedy widzi moją łezkę, pyta: „Mamo, co się stało?”

Michał został natychmiast poddany bardzo agresywnemu leczeniu farmakologicznemu. Jego szpik podjął pracę. Jednak to nie dawało gwarancji wyzdrowienia. Anemia bardzo często wraca. Dlatego lekarze stwierdzili, że jedyną gwarancją dla Michałka na pełne wyzdrowienie jest przeszczep szpiku.

 

Zwykle w przypadku transplantacji to rodzeństwo jest dawcą, ale badania pokazały, że między Michałkiem, a jego bratem nie ma wystarczającej zgodności. Lekarze zaczęli szukać dla niego „bliźniaka genetycznego” w bazach dawców na całym świecie. Sprawdzili blisko 23 miliony osób. Bezowocnie. Dlatego ruszyła akcja rejestracji potencjalnych dawców szpiku.

 

Ludzie się bardzo przejęli, nastąpiło takie pospolite ruszenie. Akcja odbywała się w galerii handlowej, były takie kolejki, że zabrało szpatułek do badania – opowiada pani Ala.

Niestety, mimo ogromnego zaangażowania rodziny i lokalnej społeczności, nie znaleziono odpowiedniej osoby. Okazało się, że istnieje niewielka szansa na wyszukanie właściwego kandydata do przeszczepu dla chłopca, ponieważ ma bardzo rzadkie HLA (wskaźnik zgodności tkankowej). Na horyzoncie pojawiła się kolejna możliwość – przeszczep haploidentyczny, który polega na przekazaniu komórek macierzystych od jednego z rodziców. Ale ten zabieg jest wyjątkowo trudny i niesie ze sobą duże ryzyko, nie tylko dla Michałka. Jego dawcą miał zostać tata, chociaż choruje on na nadciśnienie i operacja stanowiłaby niebezpieczeństwo także dla niego.

 

Na szczęście na razie wizja tak ryzykownej transplantacji się odsunęła. Michał, ku zaskoczeniu niemal wszystkich, dobrze zareagował na leczenie farmakologiczne. Powolutku jego szpik zaczyna pracować. Oczywiście przed nim i jego rodziną jeszcze wiele miesięcy bardzo kosztownej terapii. I oczekiwania na ostateczne potwierdzenie lekarzy, że Michaś jest bezpieczny. I nawet jego mama, która wcześniej mówiła, że „stara się nie mieć wielkich nadziei, żeby się wielce nie rozczarować”, powoli zaczyna się uśmiechać. W jej oczach zapala się wiara w to, że będzie dobrze, kiedy szczegółowo raportuje, jak wyglądają wyniki badań synka.

I wie już, że razem z całą rodziną zrobią wszystko, żeby Michał był zupełnie zdrowy. Nie przeszkodzi im nawet to, że kuracja chłopca jest niezwykle droga. Miesięcznie na lek, który ratuje syna, wydają aż 9000 zł. Ale mama i tato poruszą niebo i ziemię, żeby zdobyć te pieniądze. To dlatego tak bardzo potrzebują naszego 1% podatku. Wystarczy w zeznaniu podatkowym wpisać KRS 86 210. I pomóc całej rodzinie zrealizować marzenia. Sięgnąć upragnionego nieba. Tego dużego i tego trochę mniejszego.

Michaś gdy wyzdrowieje, chce koniecznie wejść na szczyt Sky Tower, chce iść do kina. A ja bym chciała, żeby był zdrowy, biegający. Żeby w końcu było normalnie – podkreśla z uśmiechem pani Ala.


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław