Nasi Podopieczni

Rak znów zaatakował Michałka! - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Jan 21, 2021 2:22:00 PM

Neuroblastoma nie bez powodu jest nazywana najgroźniejszym dziecięcym rakiem. Zbiera okrutne żniwo i atakuje nawet w momencie, w którym wydawałoby się, że została pokonana. Tak, jak w przypadku Michasia Łucko. Chłopczyk przeszedł całą terapię, przez dwa lata walczył jak lew. Zostały już tylko rutynowe kontrole. Niestety, rak znów zaatakował. 

Rak wyrwał go z normalności. Kazał zapomnieć o beztroskiej zabawie z kuzynami, o figlach na placu zabaw, o biciu kilometrów na dziecięcym rowerku. Zamiast tego dał mu ból i cierpienie. Jednak Michaś nie przestaje się uśmiechać. Dzięki niezwykłej wyobraźni tworzy sobie w szpitalu namiastkę normalności. I walczy jak lew.

Mama dziewięcioletniego Michałka Łucko doskonale pamięta ostatnie lato przed chorobą synka. To, jak godzinami potrafił się taplać w błocie. Jak chodził z rodzicami do lasu na długie spacery, a na łące zrywał kwiaty dla ukochanej babci. Jak cieszył się, gdy wujek woził go traktorem i zachwycał się maleńkimi kurczaczkami i kaczkami, które dopiero co się wykluły. I nagle, ten piękny kolorowy świat Michałka i jego rodziny runął w gruzach. Wszystko zniszczyła w styczniu 2016 roku choroba – nowotwór.

 

A zaczęło się od infekcji górnych dróg oddechowych. Niby nic niezwykłego. W końcu w sezonie grypowym mnóstwo dzieci choruje. Lekarstwa szybko pomogły, bo chłopcu spadła gorączka i wrócił apetyt. Ale Michaś zaczął tracić na wadze i bardziej się pocił. Potem zaczęły go boleć nóżki. Rodzice coraz bardziej się martwili. Jedna, druga wizyta w przychodni, aż w końcu informacja, która uruchomiła cały łańcuch wydarzeń. Lekarz, który badał Michasia wyczuł guza. Natychmiast wysłał chłopca na USG, które pokazało, że w małym brzuszku czai się 9-cio centymetrowy guz. Rodzice doskonale pamiętają tą ciszę, która zaległa w gabinecie, gdy lekarz kazał im natychmiast jechać do Wrocławia do Przylądka Nadziei. Tego samego dnia znaleźli się w klinice, gdzie zaczęły się specjalistyczne badania. Każde kolejne przynosiło coraz gorsze wiadomości. 

Najpierw punkcja pokazała, że szpik jest zajęty przez liczne komórki nowotworowe. Potem tomograf komputerowy, po którym po raz pierwszy usłyszeli słowo „neuroblastoma”. Lekarze musieli zrobić jeszcze biopsję, żeby potwierdzić diagnozę, ale nikt nie miał złudzeń.  Guz był już tak duży, że spowodował przesunięcie nerki, uciskał na wątrobę i żyłę główną dolną.  Biopsja potwierdziła najgorsze – Michaś musi się zmierzyć z wyjątkowo agresywnym nowotworem – neuroblastomą IV stopnia z przerzutami. Rakiem, który zabija co drugie chore na niego dziecko.

 

Ruszyła chemioterapia i zaczęło się szpitalne życie. Michaś wyjątkowo szybko się do niego dostosował. I nie tylko mężnie znosił kolejne terapie, zabiegi i badania, ale też znalazł sobie grono kolegów i koleżanek, z którymi sale i korytarze w klinice onkologii dziecięcej potrafią zmienić w prawdziwy plac zabaw.

– Michaś jest wesołym, kochanym, małym urwisem, który całe życie wychowywał się razem z kuzynami. W szpitalu brakowało mu ich towarzystwa, dlatego tak lgnął do innych dzieci – opowiada mama Michałka, pani Sabina Ruda. 

I rzeczywiście. Ze Stasiem, Sarą czy Ksawerym stworzyli ekipę, która potrafiła się śmiać w nawet najtrudniejszych momentach. Wspólne malowanie, gry i wyścigi samochodowe – wszystko to pomagało im przenosić się w świat wyobraźni i zapomnieć choć przez chwilę o tym, gdzie są.

A największą miłością Michasia są samochodziki. W domu ma ogromną kolekcję wyścigówek i traktorów. I udało mu się ją powiększyć podczas pobytu w szpitalu, gdzie bardzo hucznie obchodził swoje urodziny. A niemal wszyscy goście zjawiali się z nowymi autkami dla jubilata.

O wielkiej pasji Michasia wiedzą nawet lekarze, którzy śmieją się, że jak Michał jest na oddziale, to na korytarzach powinny być wymalowane pasy wyścigowe. Bo chłopiec na szpitalnych jeździkach, hulajnogach i rowerkach potrafi bić tam prawdziwe rekordy odległości. A czasem też prędkości.

 

Jednak te zabawy to tylko namiastka normalnego życia. Życia, które teraz koncentruje się wokół bardzo trudnej walki. Bo Michaś poza agresywną chemioterapią, przeszedł też bardzo skomplikowaną, wielogodzinną operację, podczas której chirurdzy usunęli złośliwego guza i zaatakowane węzły chłonne. Jaka była rozpacz jego mamy, która po pół roku tak intensywnego leczenia dowiedziała się, że nie przyniosło ono spodziewanego efektu.

– Usłyszałam, że mój dzielny synek ma nowe przerzuty, które wykreślają nas z dotychczasowego protokołu leczenia. Lekarze musieli zastosować nową chemioterapię i zmienić taktykę walki z tą podstępną chorobą – wspomina pani Sabina. Ale mama nie mogła się załamać. Musiała wytłumaczyć dziecku, że muszą dalej walczyć.

– On jest radosny i bardzo silny. Ale to wciąż tylko mały chłopiec, któremu czasem brak sił, który tęskni za domem, chciałby pojechać nad zalew, popluskać się w wodzie i zbudować zamek z piasku. A ja musiałam mu powiedzieć, że zamiast wakacji i zasłużonego odpoczynku czeka nas jeszcze cięższa walka – ociera łzy pani Sabina.

A Michaś? Z właściwą sobie pogodą ducha zniósł kolejne litry chemii wlewane w jego małe ciałko. Razem z mamą i tatą przetrwali najtrudniejszy czas i w końcu, w październiku 2016 roku usłyszeli, że chłopiec jest „czysty”, co w żargonie lekarskim oznacza, że w tej chwili w jego organizmie nie ma komórek nowotworowych. Dzięki temu mógł przejść trudny autoprzeszczep komórek macierzystych, a potem serię naświetlań. To jednak nie koniec.

Następnie czekała go terapia przeciwciałami – bolesna, długa i bardzo męcząca. Ale właśnie ta immunoterapia miała być gwarancją, że Michaś na zawsze zwycięży.Po zakończeniu leczenia chłopczyk przechodził regularne badania, które potwierdzały, że choroba jest w odwrocie. Przeszedł już nawet na początku maja zabieg usunięcia broviaka, specjalnego wkłucia, przez które były mu podawane wszystkie leki przez cały czas walki z rakiem.

To miał być koniec jego dwuletniej walki. Niestety miesiąc później na wszystkich spadła okrutna wiadomość. Michaś ma WZNOWĘ. Kontrolne badania pokazały, że tym razem rak zaatakował główkę chłopczyka. Maluch przeszedł już bardzo skomplikowaną, wielogodzinną operację neurochirurgiczną. Ale to dopiero początek kolejnej, bardzo długiej i wyczerpującej wojny o jego zdrowie.

Teraz Michaś ma chwilę przerwy na regenerację i niestety znów zaczyna chemię. Cykle będą trwały 5 dni z 21-dniową przerwą.

– Mam złamane serce i czuję się bezsilna, ale wiem, że muszę dać radę. Podniosę głowę do góry, zacisnę zęby i pokażę wszystkim, że dam radę. Dla mojego syna – podkreśla pani Sabina. – Będę walczyć, tak jak on walczy. Pójdę z nim do przodu, aby wygrać następne starcie z chorobą. Nie poddamy się, bo w nas jest siła.

Jego rodzice mocno wierzą, że Michałkowi uda się pokonać chorobę na dobre. Tą wiarę widać w cytacie Jana Pawła II, który lubi przytaczać mama chłopca: „Jeszcze będzie pięknie, mimo wszystko. Tylko załóż wygodne buty, bo masz do przejścia cale życie…”. Pomóżmy Michałkowi i jego kochającym rodzicom przejść przez to  życie razem!

Po operacji i kolejnej chemioterapii Michasia czekały jeszcze autoprzeszczep oraz radioterapia. W ciągu 14 dni przeszedł cykl naświetleń ośrodkowego układu nerwowego. W lutym 2018 roku chłopiec zakończył leczenie szpitalne i wszystko zaczęło się układać. Od tej pory co trzy miesiące czekały go kontrolne badania, takie jak morfologia, punkcje, rezonans, badanie moczu i USG. Cały rok od wyjścia ze szpitala upłynął bez problemów.

Po roku Michaś mógł rzadziej odwiedzać lekarza. Wizyty planowane były już nie co trzy miesiące, ale co pół roku.

– W maju 2020 roku wyniki kontrolne były rewelacyjne – wspomina pani Sabina. – Nikt się nie spodziewał, że w grudniu wszystko się zmieni i znów przyjdzie nam walczyć.

Grudniowa wizyta u lekarza miała być jedną z ostatnich. Niestety, Michaś nie usłyszał, że “jest czysty”. W kości ramiennej jego lewej ręki pojawiło się patologiczne ognisko, które wskazywało, że to prawdopodobnie wznowa nowotworu o charakterze przerzutowym. Rezonans potwierdził te podejrzenia.

Od razu rozpoczęto chemioterapię, którą Michał zniósł dzielnie. W styczniu konieczne jednak było przetaczanie krwi i płytek.

– Już 5 lat walczymy z przeciwnikiem – wspomina mama wojownika. – Wyniki są spadkowe i nie jest najlepiej, ale nie poddajemy się!

Pacjenta czeka kolejna radioterapia w Przylądku Nadziei. Leczenie powinno zakończyć się w połowie lutego. Mocno trzymajmy kciuki za Michałka, żeby raz na zawsze pokonał chorobę!

 

Michał z mamą wzięli udział w nowatorskim projekcie terapeutyczno-muzycznym, prowadzonym przez Annę Szymańską z Kliniki Mentalnej w Przylądku Nadziei. Michał napisał z mamą poruszający tekst, założył strój kosmonauty, złapał za mikrofon i nagrał teledysk, w którym pokazuje swój sposób na walkę z rakiem. Zobaczcie jak wyszło!

 

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław