Nasi Podopieczni

Nadia, miłośniczka zwierząt, ma tylko dwa latka, ale ogromną moc do walki z groźnym nowotworem - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Dec 27, 2021 8:13:00 AM

Nikt się nie spodziewał, że malutkie plamki na ciele Nadii będą początkiem walki o zdrowie i życie. Po wielu miesiącach badań, wizyt u lekarza i oczekiwaniu na trafną diagnozę okazało się, że dwulatka ma do czynienia z mięsakiem prążkowanym – nowotworem złośliwym tkanek miękkich. Obecnie dziewczynka przebywa w Przylądku Nadziei, gdzie dzielnie stawia czoła chorobie.

Nadia Skiba to dwuletnia, wiecznie uśmiechnięta i radosna dziewczynka. Mieszka razem z rodzicami i braćmi – Bartkiem i Rafałem – w okolicach Kępna, w województwie Wielkopolskim. Jak twierdzi jej mama Małgosia, wszędzie jest jej pełno. Jest bardzo samodzielna, kocha zwierzęta oraz zabawy w gotowanie. Wszystko ją ciekawi i uwielbia poznawać świat.

Dziewczynka od pierwszego dnia życia była okazem zdrowia. Po 9 miesiącach, niestety na ciele maluszka zaczęły pojawiać się plamki na ciele. Zaniepokojona mama udała się z córką do pediatry.

 

 

– Nasz lekarz obejrzał Nadię i od razu dał nam skierowanie do neurologa. Ten z kolei zlecił nam badanie rezonansem magnetycznym, USG jamy brzusznej, a także polecił wizytę u okulisty oraz genetyka – opowiada pani Małgosia. – Wszystkie wyniki były prawidłowe, więc badania mieliśmy powtórzyć dopiero we wrześniu. I właśnie we wrześniu okulista stwierdził, że w lewym oczku, na tęczówce Nadii pojawiły guzki. Okazało się, że jest to choroba genetyczna NF1.

Kolejnym badaniem kontrolnym było USG jamy brzusznej. Okazało się, że w lewej nerce pojawił się zastój, więc specjalista skierował dziewczynkę do urologa. Na miejscu lekarz polecił zrobić badanie moczu, po którym stwierdził, że Nadia ma podejrzenie kamienicy nerkowej i radził powtarzać badanie co 2-4 tygodnie.

 

 

– Mieliśmy spokojnie czekać na kolejne wizyty, ale 23 października córka zrobiła się nieswoja: nie chciała bawić się z innymi dziećmi i cały czas siedziała wtulona we mnie – mówi mama dwulatki. – Kolejnego dnia widziałam, jak bardzo jest niespokojna i jak łapie się za brzuch, sygnalizując, że mocno ją boli. Przy przewijaniu zobaczyłam, jak twardy i duży zrobił się jej pęcherz. Wtedy wiedziałam, że coś jest mocno nie tak.

W poniedziałek mama zabrała Nadię do pediatry, który podejrzewał zapalenie układu moczowego i zlecił przyjmowanie antybiotyku. Dziewczynka po kilku dniach straciła apetyt, narzekała na ból brzuszka i płakała.

– W nocy Nadia zaczęła budzić się z krzykiem, nie mogłam jej uspokoić, miała napady płaczu i stan podgorączkowy. Wystraszyłam się, więc kolejnego dnia wróciliśmy do pediatry, który skierował nas do najbliższego szpitala – opowiada pani Małgosia. – Jak przyjechaliśmy na miejsce, córka miała powtarzane USG, w którym wyszło, że w brzuszku znajduje się 10-cio centymetrowy guz. Był to dla mnie szok. Nie spodziewałam się, że moje dziecko, ma tak poważny problem.

 

 

Guz zajmował większość jamy brzusznej dziewczynki, więc lekarze od razu skierowali ją do Przylądka Nadziei. Na miejscu specjaliści wykonali ponowne USG, tomografię komputerową oraz rezonans magnetyczny. Nadia miała problemy z oddawaniem moczu, więc pani pielęgniarka założyła jej cewnik.

– Po założeniu cewnika, na badaniu okazało się, że przez tego guza pęcherz jest przesunięty całkowicie na bok. Córka miała również zaparcia i ogromne bóle – opowiada pani Małgosia. – Lekarze podejrzewali, że mają do czynienia z mięsakiem, więc szybko wprowadzili intensywną chemioterapię, ratującą życie. Chemia ma na celu obkurczenie tego guza, aby można go było bezpiecznie usunąć. Na szczęście Nadia miała założonego broviaka, więc nie musiała już być kłuta. – dodaje mam dziewczynki.

Dla małych dzieci przebywanie w szpitalu bywa trudne i czasami bardzo ciężko wytłumaczyć im co się dzieje. W trudnych chwilach pomogły naszej wojowniczce maskotki.

– Nadia bardzo bała się wszystkich badań na początku. Dlatego towarzyszył jej pluszowy królik i miś, na których najpierw były wykonywane m.in kłucia czy mierzenie cieśnienia – mówi mama dziewczynki. – Ale jest to bardzo odważna dwulatka, która dzielnie walczy z chorobą. – dodaje.

W listopadzie, w szpitalu przy ul. Fieldorfa Nadia miała wykonaną biopsję guza, aby specjaliści mogli go dokładnie zbadać.

 

 

– Do cewnika dostawała się krew, więc pani pielęgniarka musiała nam go często zmieniać -opowiada pani Małgosia. – Po kilku dniach przyszły wyniki biopsji, które potwierdziły, że mamy do czynienia z mięsakiem prążkowanym. Lekarze zdecydowali się kontynuować chemioterapię, wdrożyli również winkrystynę. – dodaje mama Nadii.

Po podaniu tego leku pielęgniarki zauważyły, że Nadia zaczęła dziwnie chodzić i układać stopy. Dlatego dwulatkę zaczęła odwiedzać rehabilitantka, aby przywrócić jej sprawność ruchową.

– Ostatnio okazało się, że córka złapała rotawirusa, z którym obecnie dzielnie walczy. Dodatkowo, zdarzają się też wymioty, bóle brzuszka, gorączka i brak apetytu, ale to są skutki uboczne leczenia – mówi mama Nadii. – Na szczęście widzę, że terapia przynosi korzyści, bo odzyskuje powoli siły.

Guz powoli się zmniejsza a brzuszek dziewczynki zrobił się mniej bolesny. Dwulatka nie ma już cewnika i może załatwiać się o własnych siłach.

– Lekarze jeszcze nie wiedzą, skąd wziął się ten guz, czy z pęcherza moczowego, czy z nerki, więc czekamy uzbrojeni w cierpliwość, na to co będzie – opowiada mama dwulatki.

Pani Małgosia przebywa cały czas razem z Nadią w Przylądku Nadziei i nie mogą opuścić szpitala ze względu na obecną sytuację. Bardzo tęsknią za swoją rodziną, z którą mają kontakt tylko telefoniczny.

– Jak tylko córka usłyszy, że dzwoni telefon, to cała się trzęsie ze szczęścia, bo wie, że to dzwoni tata albo bracia – opowiada pani Małgosia. – Bardzo chcielibyśmy wyjść na święta do domu na kilka dni, ale jest to uzależnione od decyzji pani doktor, samopoczucia Nadii i tego, czy uda jej się pokonać rotawirusa. Nie chciałabym, aby niechcący zaraziła swoich braci. Ale jesteśmy dobrej myśli.

I my również mocno, mocny trzymamy kciuki za Nadię. Mamy nadzieję, że szybko pokona chorobę.

 

 

Zawsze uśmiechnięta, ciekawa otaczającego ją świata, miłośniczka zwierząt. Niestety wczoraj 28 lipca br. Nadia od nas odeszła. Choć nie udało jej się wygrać walki z nowotworem, w naszej pamięci Nadia pozostanie dzielną wojowniczką, która nigdy się nie poddała i walczyła do końca.

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław