Nasi Podopieczni

Olaf chce stanąć na własnych nogach - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Jan 15, 2018 8:38:00 AM

To historia, w której los okrutnie łączy życie i śmierć. Narodziny i bezlitosną diagnozę, która nie pozostawia złudzeń. Młodego chłopaka, który ma ogromną wolę walki i wyniszczającą chorobę. To też jednak historia, do której każdy z nas może dopisać pozytywne zakończenie.

Wiosna w 2017 roku miała przynieść w rodzinie Olafa Szpali same cudowne wieści. Wszyscy wyczekiwali tylko jednego – narodzin maleńkiego chłopca – Wojtusia. Na jego przyjście na świat szykowali się nie tylko rodzice, ale i jego siostry, i starszy brat Olaf. Niestety radość z pojawienia się nowego członka rodziny przyćmił ogromny strach. Strach, którego nie dało się pozbyć, który każdego dnia przybierał coraz bardziej realne kształty.

 

 

Koszmar zaczął się dość niewinnie – Olaf schudł, nie chciał jeść, zmizerniał.

Wtedy myśleliśmy, że ta jego szczupła sylwetka to wynik jakiejś anoreksji albo bulimii. Ale gdy Olafa zaczęło boleć kolano, a potem biodro, zrozumieliśmy, że dzieje się coś innego – wspomina tato Olafa, pan Sylwester. – Poszliśmy do przychodni, gdzie lekarz od razu zauważył, że u syna zanika mięsień czworogłowy uda. Wysłał nas na RTG – dwa zdjęcia nogi i jedno kręgosłupa.

 

Zaraz po prześwietleniu wyniki chłopca obejrzał ortopeda. To była chwila, którą rodzice Olafa zapamiętają do końca życia.

Lekarz wrzucił zdjęcia na podświetlaną tablicę i zamarł. Spokojnie poprosił Olafa, żeby wyszedł z gabinetu i poczekał pod drzwiami. A nam powiedział, że wszystko wskazuje na to, że syn ma raka. Guz umiejscowił się w biodrze. Lekarz podejrzewał mięsaka złośliwego i od razu wypisał nam skierowanie do szpitala – opowiada tato chłopca.

Olaf najpierw trafił do szpitala w rodzinnej Jeleniej Górze. Stamtąd pojechał do Wrocławia, gdzie lekarze wykonali biopsję. Był szok, były łzy i był strach. Olaf jeszcze nie wkroczył w dorosłość, a już musiał stanąć do walki na śmierć i życie na onkologicznym ringu. Okazało się, że Olaf musi się zmierzyć z osteosarcomą, niezwykle złośliwym nowotworem kości. Olaf został zdiagnozowany pod koniec marca. Trafił do Przylądka Nadziei, kliniki onkologii dziecięcej. Dwa tygodnie później na świecie pojawił się jego maleńki braciszek.

 

Olaf nie zdążył się nacieszyć braciszkiem, bo musiał od razu stanąć do walki o swoje życie. Lekarze skrupulatnie rozpisali cały protokół leczenia. Najpierw solidna dawka chemii, a po niej operacja usunięcia guza i zaatakowanej przez niego kości. W miejsce usuniętej kości miał mieć wstawianą endoprotezę. Całą operacja była obarczona ogromnym ryzykiem i niepewnością. Bo nikt przed zabiegiem nie mógł powiedzieć, czy operacja uratuje Olafowi nogę. Czy lekarze zdołają wyciąć samego guza? Czy będzie potrzebna amputacja? Wszyscy wierzyli, że stanie się cud. Że to będzie pierwsze zwycięstwo Olafa nad rakiem.

– Wjechał na blok operacyjny, a ja poszedłem zjeść śniadanie. Wracam do sali, a tam leży syn. Okazało się, że lekarze nie przystąpili nawet do operacji, bo Olaf miał problemy z krzepliwością krwi. To było okropne – ta huśtawka nastrojów, oczekiwanie i wielka niepewność – wspomina tato 14-latka.

Po kilku dniach znów te same emocje. Wyniki chłopca ustabilizowały się na tyle, że lekarze znów mogli się podjąć operacji.

– Tym razem jak pies siedziałem pod drzwiami bloku operacyjnego. Czekałem na dobre wieści. Olaf też zasypiał przy znieczuleniu z nadzieją, że obudzi się z wstawioną endoprotezą. Wiedział, że jest ryzyko amputacji, ale był bardzo pozytywnie nastawiony – opowiada ze łzami w oczach tato chłopca.

Niestety, gdy lekarze przystąpili do zabiegu okazało się, że rak zaatakował tak duże fragmenty kości, że jedynym wyjściem pozostaje amputacja. Olaf wybudził się po operacji i lekarze powiedzieli mu, że w walce z rakiem stracił nogę.

Przyszedłem do niego do sali chwilę potem. Płakał i prosił, żeby lekarze oddali mu nogę. Był załamany, ale bardzo szybko wziął się w garść. To był ten jeden najtrudniejszy dzień. Potem pokazał hart ducha, jakiego nikt się po nim nie spodziewał – opowiada tato chłopca.

 

Gdy jest się nastolatkiem, rak, cierpienie, śmierć to rzeczy, które dzieją się gdzieś daleko, gdzieś obok, które zdarzają się innym. Olaf był bardzo młody i beztroski. Wierzył, że może wszystko, że jego życie dopiero się zaczyna, że każde drzwi stoją przed nim otworem. Musiał bardzo szybko wydorośleć.

Już na drugi dzień po amputacji zaczął godzić się z całą sytuacją. Lekarze bardzo uczciwie wytłumaczyli mu, dlaczego podczas operacji musieli podjąć taką trudną decyzję. Syn zrozumiał, że nie mieli innego wyjścia. Że w ten sposób ratowali mu życie – mówi pan Sylwester.

Olaf nie tylko zrozumiał, ale i natychmiast zmobilizował się do dalszej walki. I to nie tylko walki z rakiem, ale i walki o swoją sprawność. O swoje dalsze życie.

Już po tygodniu od operacji śmigał o kulach! Rehabilitanci śmiali się, że nie muszą przychodzić do syna, bo nie mają przy nim co robić. A on codziennie wyznaczał sobie nowe cele – wejście po schodach, spacer po szpitalnym dziedzińcu. Pokonywał swoje słabości i zdumiewał tym wszystkich wokół – tłumaczy tato 14- latka.

Już na samym początku Olaf powiedział sobie, że nie będzie jeździł na wózku. Że chce mieć protezę i stanąć na dwóch nogach. Zaczął czytać i szukać informacji o osobach, które mimo protezy dokonały rzeczy niezwykłych. Są sportowcami. Biją rekordy i zdobywają bieguny. Szukał pozytywnych inspiracji i myślami wybiegał daleko w przyszłość.

 

Operacja nie zakończyła jeszcze jego walki z rakiem. Olaf ma też liczne przerzuty w płucach. Przeszedł już operację na jednym z płuc, a przed nim wciąż kolejna. Dziś cały czas przechodzi trudną chemioterapię, ale wierzy, że trudne leczenie skończy się wielkim sukcesem. On cały czas ma pozytywne nastawianie.

Czasem mamy wrażenie, że tą swoją energią podtrzymuje na duchu nas wszystkich. Uczy nas dystansu do tego wszystkiego, co się stało, a swoim poczuciem humoru rozładowuje nawet najtrudniejsze momenty – opowiada tato Olafa.

Tak było, gdy po amputacji wrócił po raz pierwszy do domu. Wszyscy niepokoili się o to, jak będzie wyglądać jego spotkanie z rodzeństwem. Jak na jego niepełnosprawność zareagują siostry. Nie wiedzieliśmy, czy możemy swobodnie rozmawiać o tym, co się stało. Całą sytuację rozbroił Olaf, który wszedł o kulach do domu i zaraz zaczął żartować. Zarzucił sobie nogawkę spodni na szyję i zaczął się śmiać, że na pewno nikt poza nim nie potrafi tak wysoko podnieść nogi.

Mimo takiej pogody ducha, Olaf okrutnie tęskni za normalnością – za domem, za szkołą, za tym wszystkim, co było jeszcze kiedyś, przed rakiem. Szkolne korytarze widuje tylko na zdjęciach kolegów i koleżanek. Musiał zacząć nauczanie indywidualne, ale robi wszystko, żeby jak najszybciej wrócić do ławki i do szkolnego życia.

I nawet, mimo że jest w trakcie intensywnego leczenia szpitalnego, to już myśli o szkole. Zmusił nas nawet, żebyśmy poprosili dyrektora, żeby pozwolił mu chodzić na lekcje, gdy lepiej się czuje – opowiada ze śmiechem pan Sylwester.

Nie robi też ze swojej niepełnosprawności żadnej tajemnicy ani tabu. Od razu wyszedł do koleżanek i kolegów. Nie krępuje się, że czasem jest skazany na ich pomoc. Otwarcie mówi o swoich potrzebach. A te są ogromne. Dziś Olaf jeździ na wózku, ale bardzo chce stanąć na dwóch nogach. Marzy o protezie, która odda mu utraconą samodzielność. Wierzy, że dzięki niej będzie mógł na dobre wrócić do życia, które odebrał mu rak.

Na portalu SiePomaga trwa zbiórka na zakup protezy modularnej dla Olafa – to dla niego szansa na normalność! www.siepomaga.pl/olaf-szpala.

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław