– Przedszkolanka powiedziała mi kiedyś, że mój syn jest nawet zbyt grzeczny – śmieje się pani Natalia, mama chłopca. – A przecież jest wielkim fanem komiksów i bijatyk. Lubi Pokemony, Avengersów, Kapitana Amerykę, Hulka, Iron Mana czy Wolverine’a – dodaje.
Mama Stasia pracuje na co dzień jako wychowawczyni świetlicy w Szkole Podstawowej nr 1 im. Tadeusza Kościuszki w Szklarskiej Porębie.
Kiedy koleżanki i koledzy z pracy dowiedzieli się o chorobie jej syna, zorganizowali charytatywny bal dla Stasia. Następnie środki zebrane podczas tego wydarzenia przeznaczyli na kosztowne leczenie chłopca.
– Wszyscy nas bardzo wspierają w tej trudnej sytuacji. Rodzina, dziadkowie przyjaciele, znajomi. Dzwonią, pytają o zdrowie, odwiedzają, składają życzenia … mówi pani Natalia. – W przedszkolu, na zajęciach plastycznych, dzieci rysowały nawet serduszka dla mojego syna – nie ukrywa wzruszenia mama 5-latka. – Malowały i odciskały swoje rączki dla niego – dodaje.
Kłopoty zdrowotne chłopca rozpoczęły się w połowie października 2022 roku. Staś cały czas gorączkował i był bardzo osłabiony. Uskarżał się na bóle kolan i kości. Nie miał nawet sił wejść po schodach. Pani Natalia zaczęła się wówczas mocno niepokoić, ponieważ bólom i gorączce chłopca nie towarzyszyły żadne inne objawy, takie jak kaszel czy katar. Dlatego postanowiła wraz z dzieckiem udać się do pediatry, żeby sprawdził, co dolega jej synowi. Dopiero podczas drugiej wizyty lekarz wypisał chłopcu skierowanie na morfologię. Pobranie krwi miało miejsce w Diagnostyce w Jeleniej Górze.
– Po badaniu nie zdążyliśmy nawet dojechać do domu, a już stamtąd zadzwonili, że mamy zawracać i czym prędzej udać się na SOR do szpitala w Jeleniej Górze, bo Staś ma bardzo złe wyniki krwi – wspomina tamte chwile mama.
Po przybyciu na miejsce pani Natalia dowiedziała się, że lekarze podejrzewają u jej dziecka mononukleozę albo białaczkę i konieczna będzie dalsza diagnostyka.
Nie wiedziałam, co się właściwie dzieje. Byłam w szoku. Myślałam, że syn dostanie antybiotyk i będzie po sprawie. Przez myśl mi nie przyszło, że to może być coś naprawdę poważnego – dodaje pani Natalia.
Po trzech dniach Stasia przewieziono karetką ze szpitala do wrocławskiej kliniki Przylądek Nadziei, w której miał on zostać poddany szczegółowym badaniom diagnostycznym. Pani Natalia doskonale pamięta moment, kiedy dowiedziała się o najgorszym.
– Czekałam na korytarzu, aż lekarz przyjdzie z wynikami. Kiedy w końcu się pojawił, powiedział mi, że to niestety jest białaczka. Z wrażenia i emocji aż usiadłam i popłakałam się. Chciałam, żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju. W tamtym momencie pragnęłam być sama. Odniosłam wrażenie, że gram w jakimś kiepskim filmie – opowiada mama Stasia.
Chłopiec został w klinice, żeby przejść przez długotrwałe i wyczerpujące leczenie onkologiczne. Mama postanowiła wesprzeć syna jak tylko mogła, ze wszystkich sił. W Przylądku nastawiła się na działanie i walkę. Pobyt na oddziale i poznanie pozostałych rodziców wiele ją nauczył.
– Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek przyjdzie mi wejść w rolę pielęgniarki – przyznaje.
Staś wziął udział w programie intensywnego leczenia, które trwa rok. Po upływie tego okresu chłopca czeka jeszcze leczenie podtrzymujące. Łącznie dwa lata dochodzenia do zdrowia.
Na początku pani Natalia najbardziej obawiała się chemioterapii i związanych z leczeniem skutków ubocznych. Te niestety nie ominęły jej synka.
– Był osłabiony, łapał infekcję za infekcją. Przed Wigilią zmagał się z zapaleniem płuc – opowiada mama Stasia, która zarówno święta Bożego Narodzenia, jak i Nowy Rok spędziła w klinice, u boku dziecka. – Od października ubiegłego roku właściwie nigdzie się stąd nie ruszam. Dlatego z niecierpliwością czekam na przerwę w leczeniu, zielone światło od lekarzy i możliwość powrotu do domu wraz ze Stasiem – dodaje z nadzieją.
Niestety, na skutek obostrzeń związanych najpierw z pandemią koronawirusa, a następnie z epidemią grypy 5-latek pozostaje w ciągłej izolacji. Przed zachorowaniem na grypę zdążył jednak skorzystać z zajęć w Sali Doświadczania Świata i poznać pedagożki i psycholożki z Zespołu Wsparcia Psychospołecznego. Chłopiec bardzo się cieszył na te wizyty i kontakt z drugim człowiekiem.
– Fundacja Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową bardzo nam pomaga – przyznaje pani Natalia. – Synek dostaje klocki Lego, okolicznościowe prezenty… Dzięki czemu jego uwaga nie skupia się jedynie na chorobie i leczeniu – podsumowuje na koniec.
Przed Stasiem jeszcze długa droga do wyleczenia i pokonania choroby. Mama chłopca nie ma jednak wątpliwości, że będzie dobrze.
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław