Podczas USG brzucha rodzice pierwszy raz usłyszeli o ogromnym guzie, który jest w brzuszku ich synka.
– To było tylko podejrzenie, dlatego tliła się w nas jeszcze nadzieja, że może guz nie jest złośliwy. Karetka zabrała nas na oddział Onkohematologii Dziecięcej w Rzeszowie
Wspomina mama chłopca, pani Magda Zawiślak
– Szymek był przerażony, nie wiedział, co się dzieje. Przytulał się i wciąż powtarzał, że chce wrócić do domu.
Pierwsze tygodnie na oddziale były niezwykle ciężkie. Szymek zamknął się w sobie. Nie cieszyły go nawet ukochane klocki LEGO i dinozaury. Stracił apetyt i nie chciał z nikim rozmawiać. W jego oczach mama po raz pierwszy zobaczyła prawdziwy strach. Szymek się buntował, ale lekarze musieli prowadzić kolejne badania – USG, tomografia, biopsja guza.
– Jeszcze wtedy pytałam lekarza, czy są szanse, że guz okaże się niezłośliwy. Wtedy miałam jeszcze nadzieję. Ale odpowiedź wyrwała mi serce z piersi. Kilka dni później przyszedł ostateczny wynik biopsji
Wspomina mama.
To wtedy pierwszy raz usłyszeli złowieszcze słowa: Guz lewego nadnercza: Neuroblastoma IV stopnia, nowotwór złośliwy układu nerwowego!
– Trzymałam synka i ściskałam tak mocno, jakby za chwilę ktoś miał mi go zabrać na zawsze. Tak naprawdę wtedy dotarło do mnie, że moje dziecko umiera.
Mówi mama Szymonka.
Ta straszna świadomość dotarła również do Szymka. Może nie rozumiał do końca, co się wokół niego dzieje, ale zaczął dostrzegać to, że jego koledzy odchodzą. Zaczął pytać o rzeczy, które nie powinno pytać żadne dziecko. O to, czy umrze…
Szymek na oddziale dorośleje z dnia na dzień. Mama tłumaczy mu, że brzuszek jest chory i że trzeba go wyleczyć. Zadaje mnóstwo pytań – o leki, kroplówki, o kabelki, którymi jest podłączony do rozmaitych pomp. Każdy dzień to nowe doświadczenie. Wiedza, której życie mu nie oszczędza. A przecież żadne dziecko nie powinno dorastać tak szybko i w taki sposób.
A Szymuś przeszedł już bardzo dużo. 11 cykli chemioterapii, bardzo skomplikowana operacja, megachemioterapia, która miała zupełnie zniszczyć szpik chłopca i wszelkie komórki nowotworowe, które mogły się w nim ukryć, a potem przeszczep autoprzeszczep komórek macierzystych. Długa i bardzo wyboista droga.
– Guz w brzuszku Szymka był bardzo duży i tak niefortunnie umiejscowiony, że dotykał aorty. Operacja jego usunięcia była niezwykle skomplikowana, ale podjął się jej najlepszy chirurg dziecięcy w kraju i udało się!
Opowiada mama Szymka i na chwilę na jej twarzy pojawia się uśmiech.
Niestety – udana operacja była tylko częścią bardzo trudnego leczenia. Szymek zniósł już bardzo wiele. Teraz przed nim radioterapia i wreszcie terapia przeciwciałami anty-GD2, która zakłada podawanie nierefundowanego leku Dinutuximab. Tylko dzięki temu Szymek będzie miał szansę, by pokonać raka! Inaczej całe jego cierpienie może pójść na marne. Niestety leczenie kosztuje olbrzymie pieniądze. By je rozpocząć, trzeba zapłacić niemal milion złotych… Terapia nie jest refundowana w Polsce.
– Kocham Szymusia nad życie i zrobię wszystko, żeby je uratować. Niestety sama miłość nie wystarczy, by wyleczyć mojego synka. Nie wyobrażam sobie, że cały ten wysiłek. Rok okrutnie ciężkiej walki mógłby pójść na marne. Że mogłabym go stracić… Dlatego błagam wszystkich o pomoc w zebraniu pieniędzy na leczenie Szymka
Prosi ze łzami w oczach mama chłopczyka.
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław