Nasi Podopieczni

Wiktor chce pokonać białaczkę limfoblastyczną. W przyszłości zostanie agentem ABW albo kucharzem. - Na Ratunek

Autor: Rafal | Jul 11, 2019 12:17:00 PM

Szkoła, rodzina, znajomi, intensywne treningi taekwondo – tak wyglądała codzienność Wiktora. Od dłuższego czasu chłopiec nie walczy z zawodnikami popularnej sztuki walki, tylko z dużo groźniejszym przeciwnikiem – ostrą białaczką limfoblastyczną. Wygrana jest w zasięgu ręki.

Wiktor Niezgoda pochodzi z Bielawy, gdzie chodzi do szkoły, uczy się i spędza czas z najbliższymi. 12-latek pasjonuje się sztukami walki, a przede wszystkim taekwondo, które trenował z zamiłowaniem i pasją. Ma na swoim koncie wiele medali oraz żółty pas. Jest bardzo inteligentnym oraz błyskotliwym nastolatkiem.

We wrześniu 2017 roku Wiktor wrócił do domu po udanym treningu, jednak skarżył się na uciążliwy ból stopy.

 

Nie było to nic nadzwyczajnego. Ciężko trenował podczas zajęć z taekwondo, więc kontuzje się zdarzały – wspomina pani Magda, mama Wiktora. – Okładaliśmy tę nogę i ból minął, jednakże po jakimś czasie ponownie wrócił, więc udaliśmy się do ortopedy. Syn miał wykonane rtg. i usg. stopy, ale nic nie wyszło, dlatego specjalista polecił nam wrócić, jak obrzęk ponownie się pojawi.

 

W listopadzie chłopiec wrócił z wycieczki szkolnej, po której zaniepokojona nauczycielka skontaktowała się z panią Magdą, ponieważ Wiktora bardzo bolała noga i miał problemy z chodzeniem.

Nastolatek udał się ponownie do ortopedy, gdzie wykonano badania. Okazało się, że ma załamanie drugiej kości śródstopia. Tego rodzaju złamania nie zabezpiecza się, ponieważ kość zrasta się sama.

– Zaczęłam dostawać coraz częstsze telefony ze szkoły z informacją, że Wiktorowi bardzo ciężko wejść na drugie piętro- wspomina pani Magda. – Chodziłam więc po niego, aby mu pomóc.

Chłopiec robił się coraz słabszy, pojawił się stan podgorączkowy. Zaniepokojona mama skonsultowała się z pediatrą, który skierował dziecko na morfologię. Wyniki były w normie. Następnie Wiktor udał się do ortopedy, który zlecił wykonanie tomografii komputerowej.

Badanie pokazało zmiany w okostnej i zmiany spikularne.

- Wyniki otrzymaliśmy przed weekendem, więc dwa dni spędziliśmy na poszukiwaniach przyczyny złego samopoczucia Wiktora i wszystko wskazywało na mięsaka – mówi mama chłopca. – W poniedziałek poszliśmy do pediatry i zapytałam wprost czy pani uważa tak jak my?. Odpowiedziała twierdząco i od razu wysłała nas na chirurgię przy ul. Fieldorfa.

W szpitalu nastolatek miał wykonaną biopsję drugiej kości śródstopia. Lekarze podejrzewali zapalenie kości i przepisali antybiotykoterapię.
Przed świętami bożonarodzeniowymi specjaliści wysłali Wiktora do domu i polecili, aby wrócił do kontroli z wynikami biopsji. W okresie świąteczno- noworocznym chłopiec źle się czuł, nie miał siły chodzić, wstawać. Pojawiła się potliwość oraz gorączka.

- Przeczekaliśmy ten czas i drugiego stycznia od razu poszliśmy do pediatry – opowiada mama Wiktora. – Jak tylko zobaczył, że mąż wnosi syna, od razu skierował nas do szpitala. W szpitalu wykonali morfologię. Następnego dnia rano poprosiłam lekarza, aby przyszedł zobaczyć moje dziecko, które nie dało się dotknąć, ponieważ bolało go całe ciało.

Specjalista stwierdził, że jest to kwestia hematologiczna i wysłał chłopca do Przylądka Nadziei.

- Przeczytałam, co oznacza problem hematologiczny. Myślałam, że przyczyną jest anemia lub małopłytkowość – wspomina pani Magda. – Dopiero kiedy zobaczyłam, gdzie jedziemy, zdałam sobie sprawę, że problem jest poważny. 4 stycznia trafiliśmy do Przylądka i pierwszy raz Wiktor został przebadany cały.

Badania pokazały, że nastolatek ma powiększoną wątrobę, śledzionę oraz węzły chłonne a pakiety pachwinowe były widoczne gołym okiem. Lekarze przeprowadzili punkcję i już następnego dnia była diagnoza – ostra białaczka limfoblastyczna.

 


– Na początku były wprowadzone sterydy i cykle chemii – opowiada mama chłopca. – Wiktor był w pośrednim ryzyku, szybko zareagował na leczenie. Mieliśmy remisję w 15 dobie, a już w 33 wyniki były zadowalające.

Wszystkie badania obrazowe wykazywały cieki i tylko serca było czyste. Lekarze włączyli radioterapię. Całe leczenie przebiegało dość dobrze, chłopiec wymiotował sporadycznie. 18 września zakończył intensywne leczenie i przeszedł na podtrzymanie. Wiktor był pięć dni w Przylądku i dziesięć dni w domu.

Pod koniec października chłopiec zaczął wymiotować i pojawiła się temperatura. Po konsultacji z lekarzem mama podała synowi paracetamol i leki przeciwwymiotne.

– Mieliśmy zrobić przerwę w braniu tabletek i powtórzyć badania – wspomina pani Magda. – Pewnego dnia moje dziecko omdlało z wywróceniem gałek ocznych. Podejrzewałam, że jest to epilepsja.

 

 

Specjaliści wykonali tomografię komputerową głowy, która pokazała wznowę choroby. Lekarze wprowadzili sterydy oraz chemioterapię. Z uwagi na wysokie ryzyko, Wiktor został zakwalifikowany do przeszczepu.Tuż przed punkcją chłopiec dostał silnego ataku epilepsji.

– Zaczęło go bardzo mocno skręcać. Miał otwarte oczy, ale nie był w kontakcie – opowiada przejęta mama Wiktora. – Wrócił na oddział, ale ataki się nasilały i oddech zrobił się płytki.

Lekarze podjęli decyzję o przeniesieniu nastolatka na Oddział Intensywnej Terapii, gdzie spędził dwa tygodnie. Ataki epilepsji po jakimś czasie udało się uciszyć. Powoli odzyskiwał kontakt i zaczął mówić, więc wrócił do Przylądka Nadziei.

–  Niestety późniejsze leczenie szło dużo gorzej: popalona buzia, jedzenie pozajelitowe – mówi pani Magda. – 10 kwietnia Wiktor miał przeszczep. Mamy nadzieję, że już jesteśmy na prostej.

Chłopiec jeszcze przez pół roku nie będzie chodził do szkoły. Obecnie ma nauczanie indywidualne.

– Przy pierwszym leczeniu nie był otwarty na zajęcia, lubił przebywać sam. Jest skryty i bardzo spokojny – wspomina mama Wiktora. – Za drugim razem było już inaczej. Otworzył się, lubił chodzić do pani Danieli i pani Kasi na rozmowy i konsultacje.

Nastolatek teraz nie ma problemu z mówieniem, co czuje. Podczas pobytu w szpitalu bardzo dojrzał.

– Bardzo bym chciała, aby po wyjściu z Przylądka Wiktor wrócił do treningów taekwondo, ale on nie chce, ponieważ kojarzą mu się z bólem i chorobą – opowiada pani Magda. – Jednakże jest zafascynowany kulinarnymi zajęciami z Panią Kasią. Powiedział, że jak będzie dorosły, zostanie agentem ABW albo kucharzem. Nie mogę się doczekać, kiedy będzie po wszystkim. Będziemy najszczęśliwsi na świecie!


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław