Nasi Podopieczni

Kiedy dowiedziała się, że to białaczka, poprosiła o obcięcie włosów - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Mar 2, 2023 6:42:00 AM

11-letnia Wiktoria Melkowska ze Skarszyna/ k. Trzebnicy to sympatyczna, wesoła dziewczynka. Wszędzie jej pełno, bo ma wiele talentów. Nie tylko gra w piłkę nożną, ale świetnie opiekuje się swoim beaglem Rico i pięknie przerysowuje postacie ze znanych bajek. Jest przy tym koleżeńska i niejednokrotnie staje w obronie słabszych. Dziś jednak sama musi się obronić przed atakiem ostrej białaczki limfoblastycznej typu T.

– Wiktoria ma bardzo silny charakter, ale jednocześnie jest wrażliwa – przyznaje pani Paulina, mama dziewczynki. – Córka jest przy tym świadoma swojej choroby. Dlatego, kiedy zaczęła przyjmować chemię, poprosiła nas, to znaczy mnie i męża, żebyśmy kupili maszynkę do golenia i obcięli jej włosy.

W klinice Przylądek Nadziei Wiktoria mocno tęskni za rodziną i przyjaciółmi. Wie jednak, że może na nich liczyć. Na mamę Paulinę, tatę Marcina, starszą 15-letnią siostrę, młodszego 6-letniego braciszka i każdego, kto życzy jej szybkiego powrotu do zdrowia.

 

 

Szkoła Podstawowa w Boleścinie, do której uczęszcza Wiktoria mocno zaangażowała się w pomoc dla swojej uczennicy.

– To zasługa wychowawczyni Wiktorii, p. Ani. Nie tylko odwiedza moją córkę, ale przynosi również upominki od klasy, listy wspierające, nawet od uczniów ze starszych klas. Dzieci nagrywają dla niej filmiki, życzą powodzenia… To wszystko jest bardzo miłe i daje nadzieję – nie ukrywa mama dziewczynki, dziękując za słowa otuchy.

Pani Paulina na co dzień jest bardzo zaangażowana w sprawy szkoły. Pomaga przy różnych uroczystościach, m.in. przy robieniu i wieszaniu dekoracji. Innymi słowy, czyni dobro, które teraz, kiedy zachorowała jej córka, wraca do niej ze zdwojoną siłą.

– Uwielbiam biegać rekreacyjnie. Wtedy wyciszam się i uspokajam. Dlatego z niecierpliwością czekam na wiosnę. Wtedy z ulgą zrzucę z siebie ciężar ostatnich tygodni… –oddaje.

 

 

Kłopoty ze zdrowiem Wiktorii zaczęły się w Święta Bożego Narodzenia ub.r. Dziewczynka skarżyła się na silne bóle brzucha. Zaniepokojeni rodzice pojechali więc z córką do lekarza, jednak wyniki nie wykazały niczego niepokojącego. To jednak nie przekonało pani Pauliny, która postanowiła powtórzyć badania na własną rękę, już prywatnie. Wtedy po ich przeprowadzeniu w moczu dziewczynki zauważono zwiększoną ilość białka. Dlatego też lekarka zaleciła dalszą obserwację. Dla mamy Wiktorii to było stanowczo za mało.

– Niby wyniki były w normie, ale to wszystko nie dawało mi spokoju – wspomina tamte chwile pani Paulina.

Kiedy dziewczynce zmierzono ciśnienie, okazało się, że jest bardzo wysokie. 147 na 103! I choć ilość białka w moczu w międzyczasie spadła, to wysokie ciśnienie nadal się utrzymywało, a Wiktoria wciąż była bardzo osłabiona i bolał ją brzuch.

Wtedy skierowano ją do Wrocławia na badanie USG, które wykazało, że dziewczynka ma powiększone nerki, a w jej brzuchu gromadzi się woda.

Pani Paulina poprosiła doktora o wykonanie dodatkowego badania USG tarczycy, żeby sprawdzić, czy są jakieś zmiany w tarczycy, ponieważ Wiktoria choruje na Hashimoto. Po wykonaniu USG szyi odkryto, że dziewczynka ma bardzo powiększone węzły chłonne.

 

 

Coraz bardziej zaniepokojeni rodzice udali się z córką na SOR do szpitala przy ul. Borowskiej. Dopiero tam – po konsultacji z nefrologiem i prześwietleniu klatki piersiowej – zauważono ogromny guz, na szerokość całej klatki.

– Już było wiadomo, że to nowotwór, ale lekarze nie mieli pewności, jaki. Dopiero pobranie szpiku kostnego pozwoliło postawić ostateczną diagnozę: białaczkę – mówi pani Paulina.

Po czym dodaje:

– Lekarze byli w szoku, że córka z tak dużym guzem była w stanie ćwiczyć na wuefie i normalnie oddychać… Jednak ja też nie dowierzałam, w to co usłyszałam. Oboje z mężem byliśmy bardzo przerażeni chorobą Wiktorii, bo nie ukrywajmy – człowiek jak słyszy słowo nowotwór, to przed oczyma ukazują mu się straszne wizje. Ale nie dajmy się im wciągnąć, bo sami siebie jeszcze bardziej pogrążamy. Trzeba nastawić się na ostrą walkę dla naszych dzieci i nas samych. Zastanawialiśmy się, jak to będzie… Szybko jednak wzięłam się w garść i nastawiłam na działanie. Bo choroba nie wybiera. Dlatego przestałam się zadręczać, a zaczęłam walczyć – wspomina.

 

 

W połowie stycznia br. Wiktoria wraz z mamą trafiły do kliniki Przylądek Nadziei. Na początku mama nie chciała mówić córce wszystkiego. Wiktoria wiedziała tylko, że cierpi na chorobę krwi. Jednak personel medyczny zasugerował, że lepiej będzie powiedzieć dziecku całą prawdę. Odpowiednie nastawienie bardzo pomaga w leczeniu.

– Powiedziałam więc córce, że to białaczka, że mogą jej wypaść włosy i może zmienić się na buzi… I że przejdziemy przez to wszystko razem – przyznaje pani Paulina.

Po tych słowach mała pacjentka mocno przejęła się swoim stanem. A jednocześnie stała się świadoma położenia, w którym się znalazła.

– Wiktoria sama poprosiła o obcięcie włosów. A jeśli chodzi o chemię, to dała się nam we znaki. Córka miała mdłości, bolała ją szczęka i brzuch, przez co niewiele jadła. Teraz jest odrobinę lepiej – podsumowuje rozmowę pani Paulina.

Przed Wiktorią kolejne dawki chemii. Podobnie jak przed rodziną Melkowskich kolejne dni pełne napięcia w oczekiwaniu na wyniki z laboratorium. Od nich będzie zależało, co dalej i jakim trybem leczenia pójdzie ich córka. Trzymamy mocno kciuki!

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław