Nasi Podopieczni

Najpierw COVID-19, a później ostra białaczka limfoblastyczna – Wojtek zbiera wszystkie siły, aby strzelić gola chorobie - Na Ratunek

Autor: Bartlomiej | Nov 10, 2021 8:29:00 AM

Piłka nożna i klub sportowy były całym światem Wojtka. Do czasu, aż lekarze zdiagnozowali u niego COVID-19. Przy szczegółowych badaniach okazało się, że to tego choruje na… ostrą białaczkę limfoblastyczną. Chemioterapia, radioterapia, kuracja sterydami i przeszczep szpiku. U dwunastolatka specjaliści wytoczyli ciężkie działa, które mają pokonać chorobę nowotworową. A Wojtek ma w sobie tyle siły, że ani myśli się poddać.

Wojtek Mierzejewski to 12-letni mieszkaniec Żar (w województwie Lubuskim). Jest wielkim miłośnikiem piłki nożnej, w którą gra od dziecka. W zasadzie piłka to całe jego życie. Należy nawet do piłkarskiego klubu „Promień Żary”! Coś czujemy, że jak będzie dorosły, murawa będzie jego. Wojtek ma młodszego brata Bartka, z którym uwielbia spędzać czas.

Nastolatek zawsze był okazem zdrowia. Jest silnym i bardzo dzielnym chłopcem – nawet dwukrotnie złamana ręka podczas treningów nie zniechęciła go do uprawiania sportu.

 

 

 

I tak było do kwietnia 2021 roku. Podczas świąt wielkanocnych chłopiec zaczął mocno kaszleć, co bardzo zaniepokoiło panią Klaudię – mamę 12-latka. Do tego doszły wymioty i biegunka, które osłabiły Wojtka.

– Kaszel z dnia na dzień się nasilał, więc po świętach udaliśmy się do pediatry, naszej pani doktor, która stwierdziła, że mamy do czynienia z zapaleniem gardła, więc przepisała nam antybiotyk – opowiada pani Klaudia. – Niestety przepisane leki nie zadziałały na Wojtka, a wymioty znacznie się nasiliły, więc zadzwoniłam do naszego szpitala po pomoc. Lekarz przepisał nam tabletki przeciwwymiotne i dał skierowanie na testy na koronawirusa, bo miał podejrzenie, że mamy do czynienia z tym wirusem, a dokładnie z odmianą brytyjską.

W niedzielę nastolatek trafił do szpitala wojskowego, gdzie zrobił test na koronowirusa, który wyszedł pozytywny. Specjaliści zalecili kwarantannę w domu.

– Wojtuś w domu bardzo źle się czuł, więc zadzwoniłam na pogotowie, aby szybko przyjechali. Na miejscu powiedzieli, że jest to zatrucie żołądka i zalecają dzwonić do pediatry – mówi mama dwunastolatka. – Pediatra przepisał nam kolejny lek na zatrucie pokarmowe. Niestety również się nie przyjął, więc przy kolejnej telekonsultacji dostaliśmy skierowanie do szpitala covidowego w Zielonej Górze, do którego zawiozła nas karetka.

 

 

W szpitalu personel medyczny wykonał szereg szczegółowych badań. Okazało się, że wyniki wyszły nieciekawe i lekarz podejrzewał, że chłopiec ma do czynienia z białaczką. Od razu skierował Wojtka do szpitala przy ul. Chałubińskiego we Wrocławiu, aby jak najszybciej zapewnić mu potrzebną opiekę i wdrożyć leczenie.

– W nocy przyjechaliśmy do szpitala, a na miejscu specjaliści wykonali dodatkowe badania m.in. punkcję szpiku i przypuszczenia potwierdziły się. Wiedzieliśmy, że musimy walczyć z nie tylko z koronawirusem, ale również z ostrą białaczką limfoblastyczną – podkreśla pani Klaudia. – Lekarze od razu wdrożyli chemioterapię, ponieważ stan synka z każdą chwilą się pogarszał.

Po dwóch tygodniach i pokonaniu COVID-19, Wojtek trafił do Przylądka Nadziei, gdzie wdrożono intensywne leczenie: chemioterapię, toczenia krwi, sterydoterapię, antybiotykoterapię, ponieważ w poprzednim szpitalu nie reagował na kurację.

 

 

Po 7 miesiącach dwunastolatek trafił do oddział przeszczepowy, ponieważ 10 listopada czeka go przeszczep szpiku.

– Niestety nie udało się zorganizować dawcy spokrewnionego, ale całe szczęście znalazł się w 100% zgodny dawca. Nie możemy doczekać się tego przeszczepu, bo to jest szansa na pokonanie choroby – opowiada mama Wojtka. – Cały czas walczymy i się nie poddajemy. Synek złapał wcześniej sepsę, trafił na OWN w ciężkim stanie. Po wdrożonym leczeniu wymiotował, bolał go brzuszek, był zmęczony i bez sił, ale to jest bardzo dzielny chłopiec i ze wszystkim daje sobie radę.

Od początku choroby chłopiec przebywa cały czas w Przylądku Nadziei. Udało się kilka razy wyjść na chwilową przepustkę do domu.

– Lekarze mówią, że jak stan Wojtka będzie dobry, to jest duża szansa, aby na święta wyjść do domu, więc bardzo na to liczymy, ponieważ oboje bardzo tęsknimy za domem oraz Bartusiem, który ciężko przeżywa naszą rozłąkę – mówi pani Klaudia.

Wojtek, jak tylko pozwalają mu siły, uczy się ze swojej sali, odrabia lekcje, aby nie mieć zaległości w szkole. Jak twierdzi, bardzo tęskni za kolegami oraz swoją ukochaną piłką nożną.

– Drużyna oraz trener z jego Klubu „Promień Żary” odwiedzili Wojtka w Przylądku Nadziei. Nie mogli wejść do kliniki, więc widzieli się przez balkon. Byli również pod jego domem, gdzie zorganizowali mu pokaz tańca i śpiewu – opowiada mama dwunastolatka. – Teraz mamy nadzieję, że niebawem wszystko będzie dobrze, a mój syn pokona ostatecznie chorobę.

My również mocno trzymamy kciuki za Wojtka. Mamy nadzieję, że szybko rozprawi się z chorobą, wyjdzie na święta do domu i wróci na ukochane boisko.

 

 


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław