Nasi Podopieczni

Bianka kontra białaczka. Pierwszym objawem mógł być zwykły ból nóg - Na Ratunek

Autor: Rafal | Sep 17, 2019 9:13:00 AM

Wyniki morfologii Bianki w ciągu zaledwie czterech miesięcy stanęły na głowie. Choroba rozwinęła się błyskawicznie, a pierwsze objawy można było pomylić z tym, że dziewczynka po prostu rośnie. Na szczęście diagnoza była również szybka. I błyskawicznie można było rozpocząć leczenie.

 

Kłopoty ze zdrowiem Bianki Karbowskiej, trzynastolatki ze Świebodzic, zaczęły się bardzo niespodziewanie. Pewnego dnia, w lipcu, pomagała bratu opiekować się jego pięcioletnim synkiem. Potem poszła na szybkie zakupy do sklepu. I zemdlała. Po prostu osunęła się na ziemię. Mama, pani Wioleta, bardzo się przestraszyła. Zdobyła zapis monitoringu ze sklepu i pokazała pani doktor w przychodni.

– Filmik wyglądał tragicznie. Pani doktor natychmiast zleciła podstawowe badania. Już wyniki morfologii pokazały, że jest bardzo źle – opowiada pani Wioleta. – Poziom hemoglobiny był 6,7 g/dl. Przy normie 15. A jeszcze w marcu Bianka robiła badania i wynik był ponad 14. Byliśmy w szoku.

Pani doktor z przychodni natychmiast wysłała Biankę do szpitala w Świdnicy. Tam dziewczynka przeszła bardziej szczegółowe badania. Prześwietlenia, USG, szczegółowe badania krwi. Wyniki potwierdziły najgorsze przypuszczenia, choć lekarze jeszcze nie mówili o nich głośno.

 

 

Ordynator ze szpitala skontaktował się z Przylądkiem Nadziei i jeszcze tego samego dnia Bianka karetką trafiła do Wrocławia. W Przylądku od razu powtórzone zostały wszystkie badania, punkcja szpiku. Diagnoza: białaczka limfoblastyczna. Typ B.

– Z czasem zaczęliśmy łączyć fakty. W maju Bianka skarżyła się, że bolą ją nogi. Ale myśleliśmy, że to dlatego, że rośnie. W czerwcu zauważyłam, że ma blade usta. Tylko wtedy właśnie kupiła sobie nową pomadkę ochronną, która rozjaśniała kolor warg – wzdycha mama dziewczynki.
– Dopiero teraz okazuje się, że to mogły być objawy choroby.

Bianka od razu dostała chemię. Przy pierwszej serii okazało się jednak, że jest uczulona i trzeba było szybko zmieniać skład, bo pojawiły się problemy z oddychaniem. Pojawiły się też – jak to bywa przy chemioterapii – poparzenia jamy ustnej. Po zmianie leku terapia przebiega już bez komplikacji.

Po drugim cyklu, na początku października, Bianka i pani Wioleta wróciły nawet na chwilę do domu. Niestety, na krótko. Wyniki badania krwi pokazały, że poziom płytek drastycznie spadł. Wahania, nawet bardzo duże, na tym etapie terapii mogą się zdarzać, ale trzeba było wracać do Przylądka na przetaczanie płytek, a potem krwi.

 

Dla Bianki pobyt w szpitalu wiąże się z dużym stresem. Nie lubi zastrzyków, kłucia. Nawet mierzenie ciśnienia powoduje u niej gęsią skórkę. Do tego jeszcze choroba lokomocyjna, która powoduje że dojazdy z niedalekich Świebodzic też nie należą do przyjemności. Dlatego pani Wioleta z radością skorzystała z uruchomionego niedawno przez Fundację “Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową” Programu Broviac. Przeszła szkolenie, otrzymała bezpłatny zestaw akcesoriów i preparatów, które pozwalają jej pielęgnować w domu wkłucie centralne Bianki (cewnik, przez który podawane są leki i pobierana krew). Dzięki temu choć trochę więcej czasu podczas terapii będą mogły spędzać w domu.

– Możliwość spędzania czasu w domu jest niesłychanie ważne. Bianka
w domu to zupełnie inne dziecko. Uśmiechnięta, radosna. Czuje się bezpieczniej – podkreśla pani Wioleta.

W Przylądku Biance najbardziej podobają się warsztaty kulinarne. To coś, co sprawia jej w klinice największą przyjemność. I zawsze ma nadzieję, że tym razem będą lepić z panią Kasią pierogi. Dla Bianki to największy smakołyk na świecie. Podobnie jak pizza. Z ananasem. Hawajska. W wolnych chwilach gra w komputerową grę Tibia. Wybrała w niej postać maga i razem ze starszym bratem, wspólnymi siłami, rzucają wyzwania graczom z całego świata.

Szkoła też poszła Biance bardzo na rękę. Mamie udało się zorganizować nauczanie indywidualne, a wkrótce ma pojawić się też możliwość nauki online. Przez internet. Dyrekcja szkoły w Świebodzicach bardzo stara się pomóc dziewczynce, żeby choroba miała jak najmniejszy wpływ na wyniki w nauce. Tym bardziej, że Bianka to siódmoklasistka. Wkrótce czeka ją poważna decyzja o wyborze szkoły średniej.

Leczenie Bianki może potrwać nawet dwa lata. Perspektywy są dobre, bo choroba zdiagnozowana została szybko, a organizm dziewczynki jest silny i dobrze reaguje na podawane leki. Teraz najważniejsze, żeby udało się ustabilizować poziom płytek krwi i hemoglobiny na odpowiednio wysokim poziomie. I wszyscy trzymają kciuki, żeby terapia przyniosła skutek i nie był potrzebny przeszczep szpiku.

– Na szczęście spotkaliśmy w Przylądku wielu wspaniałych ludzi. Lekarzy, pielęgniarki, panie psycholożki, a przede wszystkim innych rodziców, którzy potrafią porozmawiać i podnieść na duchu – mówi pani Wioleta.
– To bardzo ważne, żeby umieć trzymać się razem i wspierać. Początek jest najtrudniejszy. W głowie kłębią się najróżniejsze myśli. Teraz już została tylko wola walki i szybkiego powrotu do zdrowia.


Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław