U Adasia wykryto chorobę, gdy była już bardzo zaawansowana. Dawała przerzuty, odbierała władzę w nóżkach i rękach. Na chwilę zabrała wzrok, a potem złamała kręgosłup. Mimo diagnozy: nowotwór, rodzice postanowili przejść przez chorobę z optymizmem. I pokonać raka uśmiechem.
Adam Papuszka jak każda papużka – rozgadany, wesoły. Pielęgniarki mówią, że to taka barwna postać na oddziale. Jest ciągle uśmiechnięty, mimo okropnej choroby, która nie daje za wygraną. Pogodę ducha z pewnością odziedziczył po mamie i tacie. Oni ani na chwilę nie zwątpili, że ta historia będzie miała szczęśliwe zakończenie.
Rak, którego nie widać
– Dopiero dwa tygodnie przed diagnozą zauważyłam, że Adaś ma problemy z chodzeniem. Że trochę utyka, ma problem, żeby się podnieść. Ale był świeżo po infekcji. Przypuszczano, że to powikłanie po anginie. Był leczony sterydami, immunoglobulami, ale jego stan się pogarszał – wspomina pani Agata, mama Adama.
Chłopiec miał wtedy półtora roku. Trafił na oddział neurologiczny do Nowej Soli. Zrobiono tomografię głowy, żeby wykluczyć guza mózgu. Właśnie tam sytuacja zaczęła nabierać dramatycznego tempa. Adaś przestał ruszać nogami, zaczęły mu słabnąć ręce.
– Bardzo się zaniepokoiłam, nie wiedziałam, co się dzieje. To była niedziela, wtedy jest mało lekarzy na oddziale. Zasugerowałam, żeby przewieźć Adasia może do jakiegoś innego ośrodka. I tak trafiliśmy do Wrocławia, na neurologię do szpitala na Fieldorfa – opowiada mama chłopca.
Wykonano rezonans kręgosłupa, który pokazał olbrzymiego guza. Był tak wielki, że trudno było go dokładnie zmierzyć. Zajął całą miednicę. Lekarze byli zdziwieni, że Adaś nie miał problemów z oddawaniem moczu, ponieważ guz uciskał wszystkie organy w pobliżu. Natychmiast przewieziono go do Przylądka i po dwóch godzinach w jego żyłach już płynęła chemia ratująca życie. Na początku podejrzewano neuroblastomę, ale potem ostatecznie wskazano, że to guz germinalny na miednicy mniejszej z przerzutami do kręgosłupa. Rocznie przypadków takiego guza jest mniej niż 90 w całej Polsce.
Walka o normalność
– Ten czas był dla mamy i całej rodziny najtrudniejszy. – Pierwszy tydzień ryczałam non stop. Nagle ze zdrowego dziecka, które biega, cały czas się bawi, Adaś stał się dzieckiem walczącym o życie. A ja tak bardzo nie chciałam, żeby syn widział jak płaczę… Dlatego potem człowiek nastawia się na walkę – opowiada pani Agata.
Jest wyjątkową mamą. Mimo zaawansowanej choroby Adasia ciągle się uśmiecha, jest bardzo zadbana, w dobrej formie fizycznej i psychicznej. To jej sposób, by mimo choroby i tego, że życie uległo diametralnym zmianom, zawalczyć o normalność.
– Przez pierwszy tydzień wyglądałam jak zombie. Potargane włosy, bez makijażu. Ale potem pomyślałam o Adasiu. Skoro przed chorobą widział mamę, która o siebie dba i się maluje, to czemu tu, w szpitalu miałoby być inaczej? Staram się żyć tak jak wcześniej. Choroba to tylko pewien etap w naszym życiu – mówi z szerokim uśmiechem pani Agata.
Jej sposobem na zachowanie równowagi w trudnej sytuacji są spotkania z przyjaciółmi, uprawianie sportu. Na co dzień jest trenerką fitness, dlatego w myśl zasady: „W zdrowym ciele, zdrowy duch” postanowiła w Przylądku przeprowadzać ćwiczenia dla mam.
– „Mam takie chwile, że czasem popłaczę, ale jestem pozytywna. Jak jestem w domu spędzam czas z córką, siostrą, przyjaciółkami, „ładuję baterie”. W szpitalu też nie zamykam się w pokoju. Potrzebuję ludzi, rozmowy. Wtedy jest mi lżej. Adaś ma tak samo, jest towarzyski, jak tylko może spotyka się z innymi dziećmi – mówi mama chłopca.
W nagrodę będzie basen
Adaś w trakcie najbardziej tęskni za siostrą Marysią, przedszkolem i basenem. To urodzony pływak. Uwielbia się kąpać i spędzać czas w wodzie. Rodzice obiecują sobie, że gdy zakończą leczenie wybiorą się na super wakacje. Bardzo na nie zasłużyli, bo chłopiec jak na 3-latka przeszedł już bardzo wiele.
Najpierw Adaś miał 5 cykli chemioterapii, by zmniejszyć guza. Przerzuty z kręgosłupa zeszły, w listopadzie doszło do operacji. Następnie były kolejne cykle chemioterapii na dobicie ostatnich resztek raka.
- 2 stycznia wyszliśmy stąd i myślałam, że już na stałe. Potem Adaś miał jeszcze oczywiście badania kontrolne, rezonanse, tomografie… Ale do maja wszystko było ok. I wtedy markery znowu poszły w górę – opisuje pani Agata.
Ciało Adasia znów trzeba było zbadać od stóp do głów. I chociaż kolejne badania nic nie wskazywały, markery ciągle nie były w normie. Lekarze uznali to za wznowę, choć guza nigdzie nie było widać. Gdzieś musiały pozostać jednak aktywne komórki, które się „obudziły”. Podano więc kolejną chemię, silniejszą. Chemię na wznowy.
- Jest ryzyko przerzutów, teraz już nie czekamy. Działamy. Ta chemia jest niestety mocniejsza, a po niej czeka nas autoprzeszczep. Po wznowie jest o tyle trudniej, że synek jest starszy, więcej rozumie. Pyta więcej. Mówi: „Mama, nie lubię być w szpitalu, wolę być w domu”, mimo że tak naprawdę lubi ten szpital, pracują tu fantastyczni ludzie. Zaczyna się troszkę buntować, ale tylko czasami – mówi mama.
Adaś jest bardzo dzielny. Uwielbia autka. Ostatnio dostał rowerek, więc śmiga na nim po szpitalnych korytarzach. Lekarze się dziwią, bo gdy chłopiec pojawia się u nich z gorączką 39 stopni jest pełen energii, a na badanie wjeżdża na hulajnodze. Nie widać po nim choroby.
- Dopóki jest nadzieja, że jesteśmy w stanie to wygrać, to nie przyjmuję do wiadomości, że może się nie udać. Mamy szanse i to duże. Człowiek tęskni za domem, ale czujemy się tu dobrze. Mój mąż jest oazą spokoju i urodzonym optymistą. On jest przekonany, że będzie dobrze. I ja w to wierzę – mówi mamą z olbrzymią nadzieją, choć przed Adasiem jeszcze nie koniec zmagań o zdrowie.
Pomóż dzieciom chorym na raka
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław
- Płatności za pomocą: PayU, PayPal, Blik, kartą, przelewy online i tradycyjne
- Przekazanie 1% podatku – KRS 0000086210