Przez kilka miesięcy siedemnastoletni Daniel bezskutecznie brał na zmianę antybiotyk za antybiotykiem, żeby wyleczyć się z zapalenia tchawicy. Rzecz w tym, że chorował na coś zupełnie innego. Jego węzły chłonne zaatakował chłoniak Hodgkina. Pierwszą połowę Daniel wygrał, jednak potrzebna jest dogrywka.
W rozprawieniu się ze wznową pomaga chłopcu drużyna Przylądka Nadziei.
Daniel Solich ma 17 lat. Mieszka z rodzicami w Raciborzu na Śląsku. Od 4 klasy podstawówki do 3 klasy gimnazjum chodził do szkoły sportowej. Specjalizacja – piłkarz. Grał na pozycji środkowego pomocnika, był zawodnikiem klubu Unia Racibórz.
Jednak w połowie 3 klasy gimnazjum zdrowie Daniela, który wcześniej nigdy poważniej nie chorował, zaczęło szwankować. W listopadzie, ni stąd ni z owąd pojawił się męczący kaszel, duszności i swędzenie całego ciała. Na skórze chłopca pojawiły się plamy.
Wizyta u lekarza zakończyła się postawieniem diagnozy o przewlekłym zapaleniu tchawicy. Pani doktor, która badała Daniela, zarekomendowała antybiotyki. Kiedy pierwszy nie zadziałał, nastolatek zaczął przyjmować kolejne. Ale wszystko bez skutku. Nic nie pomagało. Kilka miesięcy leczenia nie przyniosło żadnych skutków.
– W styczniu już nie wytrzymaliśmy. Mąż zapisał Daniela na prywatną wizytę u laryngologa. Pani laryngolog bardzo zaniepokoiła się dusznościami i plamami. Wysłała Daniela na prześwietlenie płuc. Dopiero ona! Ze zdjęciem trafiliśmy do szpitala w Raciborzu. Pan doktor je obejrzał, podzwonił i kazał następnego dnia rano stawić się w szpitalu w Chorzowie – mówi mama, pani Gabriela z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
Zdjęcie pokazało niepokojącą plamę na śródpiersiu. W szpitalu w Chorzowie Daniel przeszedł szczegółowe badania. Próbki pojechały do Warszawy. Diagnoza: chłoniak Hodgkina, czyli inaczej ziarnica złośliwa. Czwarte stadium. Nowotwór w klatce piersiowej miał prawie litr objętości! Zaczynał też atakować węzły chłonne na szyi.– Gdyby pierwsza pani doktor wykryła, co się dzieje, już bylibyśmy po leczeniu – wzdycha pani Gabriela. – Gdybyśmy nie poszli na tę prywatną wizytę, to nie wiem co by było…
Daniel został już w szpitalu. Na pół roku. Sześć cykli chemioterapii, potem radioterapia. Wszystko miało być już dobrze. Chłopiec wrócił do domu. Niestety, nie na długo. Na początku tego roku Daniel pojawił się w przychodni na badaniach kontrolnych. USG nie pokazało żadnych niepokojących wyników. Pojawiły się niestety po badaniu rezonansem.
– Po badaniu PET okazało się, że jest wznowa – mówi łamiącym się głosem pani Gabriela. – Na szczęście tym razem szybko wykryta i tym razem niewielka. 2×3 centymetry. Tylko okazało się, że szpital w Chorzowie będzie najprawdopodobniej zamykany. Nasza pani doktor skierowała nas więc do Przylądka Nadziei.
Daniel trafił do nas w kwietniu. Na początku maja dostał specjalistyczny lek Adcetris, który ma zahamować rozwój chłoniaka i ostatecznie rozprawić się z nowotworem. Młody sportowiec musiał zawiesić na kołku piłkarskie buty i karierę pomocnika. Przynajmniej na jakiś czas.
– Nie planuję na razie powrotu na boisko. Może będę grał trochę dla siebie, rekreacyjnie – mówi młody piłkarz. – Na razie tylko oglądam mecze i kibicuję Realowi Madryt. W Lidze Mistrzów trzymam kciuki za Ajaksem Amsterdam.
Indywidualne nauczanie. Pierwsza klasa technikum budowlanego. Nauczyciele bardzo pomagają. Daniel może uczyć się przez internet, żeby nie mieć braków i po powrocie do zdrowia szybko wrócić do zajęć z klasą. Kiedy jest w domu, Daniela odwiedzają koledzy z gimnazjum. Dla chłopaka to bardzo ważne. Mówi, że niesamowicie poprawia humor.
Daniel ma plany, żeby zostać technikiem budownictwa. Od taty, który zajmuje się kowalstwem artystycznym, złapał bakcyla do narzędzi. Z czasem poszedł kilka kroków dalej i teraz marzy mu się konstruowanie mostów.
– Tyko na razie muszę się skupić na szkole i nadrobić zaległości. Potem pewnie studia na politechnice – zastanawia się chłopak. – Ale na razie nie wybiegam za daleko w przyszłość. Na początek muszę wyzdrowieć.
Przed Danielem jeszcze kilka ważnych kroków, żeby wrócić do zdrowia. Jeśli po pierwszej serii podawania Adcetrisu wyniki będą dobre, rozpocznie się drugi etap podawania preparatu. Preparatu, który jest jednak niesłychanie drogi i nierefundowany. Jego koszt to około 87 tysięcy złotych za 6 ampułek. Potem chłopca czeka jeszcze autoprzeszczep.
– Kiedy będzie już po wszystkim, będziemy najszczęśliwsi na świecie – mówi mama, pani Gabriela. – Zdrowie jest najważniejsze. Dopóki się tego nie odczuje na sobie, często się tego nie docenia.
Pomóż dzieciom chorym na raka
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław
- Płatności za pomocą: PayU, PayPal, Blik, kartą, przelewy online i tradycyjne
- Przekazanie 1% podatku – KRS 0000086210