Oskar Sudora z Wałbrzycha ma silną osobowość i pozytywny stosunek do życia. Jest zawsze uśmiechnięty, dlatego rówieśnicy z boiska, szkoły, czy siłowni bardzo go lubią. Mimo zdiagnozowanego Chłoniaka Burkitta i ciężkiego leczenia, ma jeszcze wystarczająco dużo siły i energii, aby wesprzeć swoich rodziców, kochaną siostrę i dziadków.
– Jest najsilniejszy z nas – przekonuje tato Oskara, pan Ireneusz, który na co dzień pracuje jako inżynier w fabryce motoryzacyjnej. – Może dlatego, że jest sportowcem i konsekwentnie dąży do celu?
Dziś głównym celem nastolatka jest powrót do zdrowia. Choć przecież zawsze o nie wyjątkowo dbał i był aktywny fizycznie. Od dwóch lat uczęszczał na siłownię, ponadto grał w piłkę w lidze osiedlowej. Kiedy przyjaciele z drużyny FC Huragan dowiedzieli się o jego chorobie, w geście solidarności zorganizowali nawet mecz charytatywny, podczas którego solidarnie zagrali w specjalnych koszulkach z napisem: „Oskar – nie daj się!”.
Chorego nastolatka wspierają rodzice, dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzynostwo, znajomi i oczywiście 20-letnia siostra Natalia, która mimo iż na co dzień mieszka w Poznaniu to w każdej w wolnej chwili odwiedza brata w klinice.
– Dzwonią do siebie, piszą, są w stałym kontakcie. W ostatni weekend Natalia przyjechała nawet do „Przylądka”, żeby spędzić z Oskarem kilka dni, a przy okazji odciążyć nas – mówi tato młodego mężczyzny.
Szkoła, w której uczy się siedemnastolatek, również zaoferowała swoją pomoc. Wieść o jego nieobecności na rozpoczęciu roku szkolnego i chorobie, wywołała u wychowawczyni i pozostałych nauczycieli szok. Wszyscy zadają sobie pytanie? Jak to się stało, że dbający o zdrowie, dobrze się odżywiający, zawsze uśmiechnięty Oskar tak ciężko zachorował?
Początkowo wydawało się, że to zwykłe zatrucie
W połowie lipca br. Oskar jak zawsze wrócił z siłowni do domu, gdzie już czekał na niego smaczny posiłek. Po zjedzeniu jak gdyby nic udał się na krótki odpoczynek. Niestety w pewnym momencie zaczął go mocno boleć brzuch.
– Ja i żona Anna myśleliśmy, że to może zwykłe zatrucie, nie było innych objawów – wspomina pan Ireneusz.
Przez kolejne dni ból brzucha wciąż nie ustępował, nasilał po zjedzeniu posiłku. Wszystkich domowników zaczęło to coraz bardziej niepokoić.
– Mówiliśmy synowi – Oskar, jeśli nadal Cię boli, powiedz nam, pójdziemy do lekarza – opowiada tato.
Kiedy Oskar dowiedział się, gdzie jedzie, po raz pierwszy mama zobaczyła w oczach syna strach i łzy
Po kilku dniach rodzice udali się z synem do lekarza, który skierował Oskara na badanie USG i morfologię krwi. Był 25 lipca. Po dwóch dniach z wynikami krwi wrócili do lekarza na konsultację a na USG trzeba było czekać miesiąc. Co się okazało na miejscu?
– Morfologia była dobra, jedynie CRP było podwyższone. Pani doktor po zapoznaniu się z wynikami i po przeprowadzonym badaniu brzucha Oskara powiedziała, że nie możemy czekać tak długo na USG brzucha. Otrzymaliśmy skierowanie do szpitala w Wałbrzychu, gdzie Oskar zgłosił się następnego dnia – przypomina sobie pan Ireneusz.
W szpitalu wykonano USG, a po nim zdecydowano o przewiezieniu nastolatka karetką do Wrocławia.
– Na początku nie wiedziałem, że syn z żoną jadą do szpitala onkologicznego. Zażartowałem nawet: co Ty Oskar, w Wałbrzychu Ci się nie podoba, że do Wrocławia jedziesz?
Wszystko stało się jasne w karetce. Kiedy mama Oskara zapytała ratownika medycznego do którego szpitala jadą i kiedy Oskar sprawdził w telefonie, co oznacza nazwa kliniki „Przylądek Nadziei”.
– Wtedy chyba po raz pierwszy żona zobaczyła, że Oskar płacze – nie kryje wzruszenia tato nastolatka.
O tym, do jakiego rodzaju kliniki transportują syna, pan Ireneusz dowiedział się przez telefon, podczas rozmowy z żoną. Czym prędzej, zaraz po pracy, pojechał samochodem do Wrocławia, żeby być z resztą rodziny i dowiedzieć się czegoś więcej, poznać diagnozę.
– Kiedy przyjechałem do kliniki, to nie wiedziałem co powiedzieć, co zrobić, jak się zachować – przyznaje tato młodego sportowca. – Pamiętam tylko czerwone od płaczu oczy żony. Drogi powrotnej do Wałbrzycha zupełnie nie pamiętam.
Następnego dnia mama Oskara wróciła do kliniki, aby wspierać i opiekować się synem. Chciała być cały czas przy synu w tym trudnym dla wszystkich czasie. Jednak wciąż nie było pewności, czy to aby na pewno nowotwór i jakiego rodzaju. Lekarze pobrali więc wycinek jednego z guzów, żeby przeprowadzić kolejne badania.
– Oskar miał kilka guzków, które szybko rosły. Najpierw 7 cm, potem 13 cm… Ponadto powiększone węzły chłonne. – tłumaczy pan Ireneusz.
4 sierpnia, po wynikach biopsji, postawiono diagnozę. Nowotwór złośliwy. Chłoniak Burkitta.
Specjalna chemia i protokół wysokiego ryzyka
Już następnego dnia wdrożono leczenie, podano Oskarowi pierwszą chemię oraz sterydy. Oskara leczenie jest bardzo intensywne z uwagi na bardzo szybkie namnażanie się komórek nowotworowych. Zaplanowano pięć cykli chemii, które są podawane w trzytygodniowych odstępach. Jest to chemia bardzo silna, agresywna dla organizmu.
– Znosi ją dobrze, choć po pierwszym cyklu Oskar przez trzy dni leżał, ponieważ nie miał nawet siły wstać. Poza tym nie miał apetytu, wymiotował, ale na szczęście nie był wtedy sam. Ma nasze pełne wsparcie i zawsze przy nim jest mama lub tata.
Jak Oskarowi mija czas w Przylądku? Pomimo swojego stanu, czuje się bezpieczny i zaopiekowany. Choć na ten moment nie ma kontaktu z rówieśnikami, to już udało mu się zaprzyjaźnić z młodszymi, małymi pacjentami z kliniki.
– Oskar już taki jest, że lubi się do wszystkich uśmiechać i z wszystkiego żartować. Jest przy tym silny, choć choroba przerwała realizację marzeń, planów i wyznaczonych sportowych celów. Mimo to wiem i jestem przekonany, że przezwycięży chorobę i wróci do swoich aktywności – podsumowuje naszą rozmowę pan Ireneusz.
Pomóż dzieciom chorym na raka!
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław
- Płatności za pomocą: PayU, PayPal, Blik, kartą, przelewy online i tradycyjne
- Przekazanie 1% podatku – KRS 0000086210