Wszystko zaczęło się od niepozornej gorączki. Przyczyną kłopotów nie była jednak infekcja ani rosnące zęby. Przeciwnik okazał się znacznie poważniejszy. To ostra białaczka limfoblastyczna. Z mutacją genetyczną. Jednak Róża dzielnie mierzy się z chorobą. Bierze przykład z mamy, która postanowiła, że będzie silna. Dla córeczki. I tej siły starcza dla nich obu.
Róża Kamińska ma 7 lat. Interesuje się modą. Bardzo. Ma już nawet precyzyjne plany, związane z tą branżą. Oświadczyła mamie, że kiedy dorośnie, zostanie projektantką mody. Już teraz ćwiczy, tworząc kreacje dla księżniczek. Mama śmieje się, że Róża ma swój gust i swoją garderobę.
Druga pasja to balet. Zanim jeszcze pandemia nie pozamykała wszystkich ośrodków, Róża z radością chodziła na zajęcia szkoły baletowej w rodzinnym Kluczborku. Ma już na koncie pierwsze występy przed publicznością. Wie, że kiedy tylko będzie to możliwe, wraca do kariery na scenie.
– Na razie Rózia szlifuje specjalizację w pisaniu, wymyślaniu
i opowiadaniu historii. I w rozwiązywaniu matematycznych łamigłówek
– śmieje się mama, pani Monika. – Kiedy jesteśmy w szpitalu, trzeba sobie jakoś radzić.
Ostatnie tygodnie wakacji Rózia i pani Monika spędziły na kompletowaniu szkolnej wyprawki. Bo musiała być bardzo precyzyjna
– z Elzą i Anną z Krainy Lodu 2. Plecak, piórnik, wszystko z ulubionymi postaciami. Żeby szybko wrócić do koleżanek i kolegów z klasy.
– Pierwsza klasa niestety Rózię ominie. To miało być wielkie wydarzenie, do którego się bardzo szykowaliśmy – wzdycha pani Monika. – Wszystko będzie musiało poczekać, ale jestem pewna, że do drugiej klasy już Różyczka pójdzie z rówieśnikami!
Bo w szkole wszyscy czekają na Różyczkę niecierpliwie. I każdy chce siedzieć z Różą w jednej ławce. Na razie są w kontakcie przez internet. Przysyłają zagadki, rebusy, a nawet krzyżówki. Żeby tylko nasza mała wojowniczka nie nudziła się w szpitalnej sali.
A Róża trafiła do szpitala całkiem niedawno. Wszystko zaczęło się w maju tego roku dwudniową gorączką.
– Myślałam początkowo, że to jest związane z zębami. Jesteśmy pod opieką ortodonty i Różyczka nosi trainer na szczęce. Tym bardziej, że po dwóch dniach przeszło – opowiada pani Monika. – Potem jednak co kilka dni ta podwyższona temperatura pojawiała się znowu. Krótko potem pojawiły się siniaki na łydkach, ból nóżek i malutkie, czerwone kropeczki pod oczkami…
Zaniepokojeni rodzice wybrali się z Rózią do lekarza. Ten zalecił badanie krwi. Wynik morfologii nie zostawiał żadnych wątpliwości. Bardzo niska hemoglobina, ogromna i szybko rosnąca liczba leukocytów.
– Od razu zapadła decyzja, że mamy jechać do Wrocławia. Do Przylądka Nadziei. Przyjechaliśmy dokładnie 8 czerwca
z podejrzeniem białaczki – opowiada pani Monika. – Tu usłyszałam ostateczną diagnozę. Ostra białaczka limfoblastyczna.
Z mutacją genetyczną Filadelfia+.
Dopiero wtedy do pani Moniki dotarło naprawdę, jaka jest sytuacja…. Pojawił się strach, złość i łzy.I wkrótce zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
– Szybko się otrząsnęłam. Uznałam, że muszę być silna i nie dam Różyczce poznać, jak bardzo przeżywam – mówi stanowczo pani Monika. – Doszłam do wniosku, że jeśli ja będę spokojna i dzielna, to ona też!
I tak właśnie się stało. Pani Monika nie dawała po sobie poznać, jak bardzo się martwi i przeżywa. Jej siła i pozytywne nastawienia udzielało się też córce. Choć przez dwa miesiące Rózia z mamą nie wychodziły nawet na krok ze szpitala. Dni mijały od jednego do drugiego cyklu chemii, przeplatanych z przetaczaniem krwi i płytek. Ale wszystkie te procedury i zabiegi Róża znosiła dzielnie, biorąc przykład z mamy.
– Nie bała się, nie płakała. Mówiła tylko, że kiedy ma podpiętą kroplówkę do broviaca, czuje że płyn jest zimny – uśmiecha się pani Monika.
– Największym kłopotem jest to, że trzeba leżeć na łóżku i nie można się ruszać.
Róża wymyśliła sobie taką zabawę, że jest pielęgniarką. Podłącza słuchawki od telefonu, z plastra i zużytych koreczków zrobiła lalce broviaca, z kabelka do telefonu zrobiła kroplówkę a strzykawką pobiera lalce krew. Robi ją z herbaty malinowej. To cały, profesjonalny zestaw do takiej zabawy! A z drugiej strony, dobry sposób na oswojenie choroby i leczenia.
Genetyczna modyfikacja komórek nowotworowych Rózi powoduje, że są bardziej oporne na leczenie klasycznymi metodami. Dlatego dziewczynka dostaje specjalny lek, Imatinib, który ma pomóc w pokonaniu zmutowanych genów i raka.
– Od postępów i sukcesu tego leczenia zależy, kiedy i czy w ogóle Róża będzie miała przeszczep – tłumaczy pani Monika. – Mam nadzieję, że leczenie pójdzie tak dobrze, że przeczep nie będzie potrzebny.
Terapia do tej pory przebiega dobrze. Do tego stopnia, że pod koniec sierpnia Róża mogła wreszcie wrócić do domu. Niestety tylko na chwilę, bo wyniki pogorszyły się po kilku dniach, pojawiła się gorączka i dziewczynka musiała wracać do szpitala. Na szczęście, okazało się że to tylko gorączka wynikająca z małopłytkowości. Nie było żadnej poważnej infekcji.
I Róża i pani Monika liczą, że już na Boże Narodzenie uda im się wyjść na dłużej do domu. A już całkiem pożegnają Przylądek Nadziei na przyszłoroczną Wielkanoc. Cały Przylądek Nadziei trzyma kciuki, żeby te plany spełniły się co do joty. I prosimy Was wszystkich, żebyście trzymali kciuki razem z nami.
Pomóż dzieciom chorym na raka
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław
- Płatności za pomocą: PayU, PayPal, Blik, kartą, przelewy online i tradycyjne
- Przekazanie 1% podatku – KRS 0000086210