Weronika Józefko z Jabłonowa Pomorskiego jest bardzo silną dziewczynką. Nie skarży się na ból i nie chce, żeby rodzice martwili się jej stanem. Choć z glejakiem zmaga się już od 2017 roku, to optymistycznie patrzy w przyszłość i pielęgnuje swoje pasje.
– Córka jest bardzo bezpośrednia. I twarda. Jednak przymusowa izolacja dość mocno ostatnio daje jej się we znaki. Zwłaszcza latem, kiedy dzieci sąsiadów spędzają czas na dworze. Niestety, Weronika szybko łapie infekcje i musimy ją chronić i ograniczać jej kontakty z otoczeniem. Dla jej dobra – mówi mama 11-latki, pani Justyna.
Odkąd dziewczynka zachorowała, rodzice robią wszystko, żeby jej pomóc, choć mocno przeżywają to, co się dzieje.
– Ze względu na chorobę córki musiałam zrezygnować z pracy w zakładzie, do którego właśnie co wróciłam. Mąż Piotr wyjechał do pracy za granicę. Od tego czasu leczę się na depresję, a jednocześnie staram się pomagać Weronice, jak tylko mogę. Niedawno psychiatra zmniejszył mi dawkowanie leków, żebym mogła normalnie prowadzić samochód i wozić ją do kliniki – przyznaje mama dziewczynki.
Na szczęście pomagają także pozostałe dzieci: 13-letnia Ewelina i 24-letni Radosław.
– Był moment, że Ewelina czuła się przez nas odrzucona. Kiedy Weronika zachorowała, cała nasza uwaga skupiła się wtedy na niej. Na szczęście dziś Ewelinka rozumie już znacznie więcej i dla siostry jest prawdziwym wsparciem. Radek natomiast przywozi Weronice gry i stara się siostrze wypełnić czas tak, żeby jak najmniej myślała o tym, przez co przechodzi – tłumaczy pani Justyna.
Czas między kolejnymi etapami leczenia Weronika spędza na pielęgnowaniu swoich pasji. Mimo że choroba mocno ograniczyła jej relacje z rówieśnikami, to jednocześnie pozwoliła dziewczynce odkryć w sobie kilka talentów. Dziś 11-latka gra na organach, robi świeczki, które rodzina wystawia na licytacje oraz pięknie szkicuje.
– W konkursie plastycznym organizowanym przez klinikę w Bydgoszczy córka zajęła III miejsce – mówi z dumą mama Weroniki.
Upadek ze schodów był znakiem, że coś jest nie tak
Był marzec 2017 roku, kiedy 7-letnia Weronika, chcąc pożegnać ciocię, nieomal spadła ze schodów. Choć na szczęście mama w porę ją złapała, dla rodziców był to znak, że coś niedobrego dzieje się z ich najmłodszym dzieckiem.
– Nigdy nie skarżyła się na bóle, a tutaj pojawiły się zachwiania równowagi, gorączka i wymioty – wspomina tamte chwile pani Justyna.
Zaniepokojeni rodzice pojechali z córką do szpitala w Grudziądzu, w którym dziewczynce wykonano szereg następujących badań: morfologię krwi, badanie moczu, USG i rezonans magnetyczny. W efekcie u Weroniki wykryto zaawansowane guzy o wymiarach 15×14 mm po prawej stronie i 10×8 mm po lewej. Podejrzenie? Nowotwór.
– 28 marca 2017 roku dostaliśmy skierowanie na oddział onkologii dziecięcej w Bydgoszczy, a już 30 marca Weronika została tam przyjęta – mówi jej mama.
Tam też lekarze potwierdzili wstępną diagnozę: glejak. Na skrzyżowaniu nerwów wzrokowych.
– Kiedy usłyszałam, że guzy są nowotworowe, zawalił się nam cały świat. To był taki kop od życia. Zastanawiałam się: dlaczego ona? Dlaczego moja Weronika? – wspomina tamte trudne chwile pani Justyna.
Kilka lat pod obserwacją
Od tego czasu córka pozostawała pod stałą obserwacją. Najpierw co trzy miesiące miała rezonans magnetyczny, potem co pół roku, wreszcie: co rok. Lekarze wciąż monitorowali stan zdrowia dziewczynki. Niestety guz stale rósł. W sierpniu 2022 roku osiągnął na tyle niepokojące rozmiary, że lekarze postanowili zwołać konsylium, na którym zaproponowali chemioterapię.
– Poczekali jeszcze cztery miesiące, aż w grudniu, po kolejnym rezonansie, doszli do wniosku, że dłużej nie można już czekać. Guz bowiem urósł na tyle, że Weronika zaczęła mieć poważne problemy ze wzrokiem – przypomina sobie mama chorej dziewczynki.
Najpierw Weronika otrzymywała dwie dawki chemii, a następnie jedną. Na początku znosiła ją dobrze, ale potem zaczęły się komplikacje. Wymioty, brak apetytu… Po chemii potrafiła nie jeść przez 5-6 dni.
52 chemie przez 12 miesięcy
– Kiedy skończyliśmy pierwszy etap leczenia okazało się, że ta chemia nie za wiele córce pomogła. Guz tak jak rósł, tak rośnie dalej… Dlatego Weronika dostaje teraz chemię cotygodniowo, docelowo przez cały rok. Ogółem 52 chemie przez 12 miesięcy – wylicza pani Justyna.
Obecnie dziewczynka przebywa w domu. Tylko na kolejne dawki przyjeżdża do kliniki w Bydgoszczy. Niestety, wciąż zdarza się, że musi zostać na oddziale, ponieważ skutki uboczne przyjmowania chemii nadal dają jej się we znaki. Wciąż ma złe wyniki hemoglobiny, znaczne wahania leukocytów, czy obrzęk na buzi. Jednak wszyscy zdają sobie sprawę, że to dla jej dobra i Weronika musi po prostu wytrzymać trudy leczenia.
– Weronika jest silna, wiem, że przetrzyma wszystko – podsumowuje naszą rozmowę jej mama.
Pomóż dzieciom chorym na raka
Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław
- Płatności za pomocą: PayU, PayPal, Blik, kartą, przelewy online i tradycyjne
- Przekazanie 1% podatku – KRS 0000086210