Pomagam i wpłacam

Mały Dominik z wielkim uśmiechem stawia czoła złośliwemu mięsakowi

19 marca 2020

Dominik Ziemlicki Przylądek Nadziei

Guz w pośladku małego Dominika pojawił się z dnia na dzień i rozrósł się do ogromnych rozmiarów. Złośliwy mięsak prążkowanokomórkowy miał prawie pięć centymetrów! Na szczęście, dzięki szybkiej diagnozie i rozpoczęciu leczenia rak nie zdążył dać przerzutów. Teraz lekarze w Przylądku Nadziei robią wszystko, żeby jak najbardziej zmniejszyć guza i raz na zawsze go wyciąć. A Dominik… postanowił w tym czasie zostać duszą towarzystwa w klinice!

Dominik Ziemlicki ma półtora roku. Pochodzi ze Stobna, nieopodal Wołowa. To młody miłośnik motoryzacji z żyłką mechanika. Uwielbia autka, traktory i śrubokręty. To jego żywioł. Traktor to największa atrakcja na gospodarstwie dziadka. Kiedy tylko Dominik go zobaczy (traktor, nie dziadka!), świat dookoła przestaje istnieć. Podobnie, kiedy bawi się z tatą, panem Damianem i siada za kółkiem swojego elektrycznego samochodzika.

Misio – bo właśnie tak mówi o nim cała rodzina – ma też zadatki na aktora. Uwielbia naśladować zachowania innych. Kiedy widzi, że dzieci przytulają się do swoich mam, natychmiast szuka mamy, pani Eweliny i też się do niej przytula i całuje.

Szokująca diagnoza i iskierka nadziei

W styczniu babcia wyczuła, że na pośladku chłopca pojawiło się podejrzane zgrubienie. Zaniepokojeni rodzice pojechali do przychodni. Pani doktor nie miała możliwości zrobienia badania USG, wypisała więc skierowanie do chirurga.

Dominik trafił do szpitala przy ul. Fieldorfa we Wrocławiu. Tutaj miał wykonane badanie USG, tydzień później rezonans magnetyczny i wstępna diagnoza: nowotwór.

– Z opisu wynikało tylko, że to nowotwór i że prawdopodobnie nie jest złośliwy. Żeby wszystko było jasne, została pobrana próbka do biopsji. Na wyniki czekaliśmy w domu – opowiada pani Ewelina, mama Dominika. – Po kilku dniach, wieczorem zadzwoniła pani doktor z Przylądka Nadziei. Kazała jak najszybciej przyjeżdżać. Następnego dnia rano byliśmy już we Wrocławiu.

Tu okazało się, że problem Dominika jest niestety poważniejszy. Pani Ewelina usłyszała diagnozę: Mięsak prążkowanokomórkowy. Złośliwy. Guz miał pięć centymetrów, zajmował praktycznie cały pośladek.

– Miałam wyrzuty sumienia, że wcześniej tego nie zauważyłam – wzdycha pani Ewelina. – Pani doktor tłumaczyła mi, że zupełnie niepotrzebnie. Taki guz rośnie błyskawicznie. Potrafi się rozwinąć w ciągu kilku godzin.

Po kolejnych badaniach nadeszła wiadomość, która rozpaliła iskierkę nadziei. Dominik nie ma przerzutów. W międzyczasie lekarze założyli chłopcu wkłucie centralne, czyli tak zwanego Broviaca. To rurka, przez którą Dominik będzie miał podawane leki i pobieraną krew. Tak, żeby nie trzeba było za każdym razem kłuć go igłami.

Rozpoczęła się intensywna chemioterapia, a maluch znosi ją bardzo dzielnie. Jedynym objawem jest to, że nie ma siły chodzić, bo chemia mocno osłabia mięśnie. Co przy takim maluszku, jak Dominik, widać od razu. Dlatego oprócz onkologów, będzie się nim opiekować również pani rehabilitantka.

Misio to dusza towarzystwa, ale tęskni za siostrą

W szpitalu Misio bardzo się otworzył na ludzi. Wcześniej bywał nieśmiały, ale w Przylądku Nadziei sam chodzi do pań pielęgniarek, zaczepia i zaprasza do zabawy.

– Kiedy tylko otwiera oczy, mówi “tam!”, pokazuje na drzwi i chce iść do ludzi. Zaprzyjaźnił się z Kacprem i Igą. Kacper to nastolatek, Iga ma 3 lata. To najlepsi, przylądkowi przyjaciele – uśmiecha się pani Ewelina. – Kiedy tylko Misio ich widzi, zaraz pojawia się uśmiech, woła “cześć!” i biegnie się przytulić.

Ale najbardziej chłopcu doskwiera brak taty i rodzeństwa. Ze względów bezpieczeństwa w klinice obowiązuje zakaz odwiedzin, a maluch jest bardzo związany z ośmioletnią siostrzyczką, Lenką. Oboje bardzo za sobą tęsknią. Dlatego często dzwonią przez internet. Misio, kiedy tylko widzi Lenkę i pana Damiana na ekranie telefonu, przesyła buziaczki, uśmiechy. Mama żartuje, że gdyby tylko mógł, na ich widok zjadłby z radości telefon.

Przed Dominikiem łącznie 9 cykli chemii. Po trzecim ma przejść operację wycięcia intruza z pośladka. Lekarze postanowili poczekać, aż chemia obkurczy guz jak najbardziej. Pięciocentymetrowa narośl to u półtorarocznego chłopca cały pośladek, który trzeba by również usunąć. Niemal na pewno by się zapadł. Dlatego, żeby nie szpecić chłopca, operacja zaplanowana jest na moment, kiedy guz podda się chemii.

Cała rodzina i my wszyscy trzymamy mocno kciuki za Dominika! Żeby jak najszybciej rozprawił się z nowotworem i mógł wrócić do domu.

 

Pomóż dzieciom chorym na raka!

Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław

Pomaganie jest tak proste!

Masz realny wpływ na życie naszych podopiecznych!
Przylądek Nadziei wpłaty

50zł

Wpłacam

100zł

Wpłacam

Wpłata od serca

Wpłacam

Dzięki Tobie możemy działać!