Pomagam i wpłacam

Siedmioletni Bartek chce pokonać białaczkę i zostać skoczkiem narciarskim albo komentatorem sportowym

15 kwietnia 2021

Długotrwały katar nie był objawem zwykłego przeziębienia, a… choroby nowotworowej. Na szczęście Bartek szybko trafił do Przylądka Nadziei, gdzie ekspresowo otrzymał potrzebną pomoc. Koronawirus, długotrwałe leczenie i osłabienie – dla Bartka każda przeciwność jest do pokonania, bo to bardzo dzielny chłopak jest!

Jaki jest Bartek Ukraiński? Energiczny, radosny, bystry i towarzyski. Wielki fan skoków narciarskich – zna wszystkich skoczków, uwielbia oglądać skoki, komentować oraz grać w gry z tą dyscypliną. Poza tym jest kolekcjonerem klocków LEGO i prawdziwym architektem: stawia wspaniałe budowle z klocków.

Chłopiec ma 7 lat i mieszka z rodziną w Kożuchowie, w którym chodził do przedszkola. I jak na dumnego przedszkolaka przystało – chętnie się uczył oraz bawił z innymi dziećmi.

To tylko katar?

Bartek był okazem zdrowia i rzadko chorował. Do momentu, aż w wakacje 2020 roku, „złapał” go katar.

– To nie był zwykły katar, ponieważ utrzymywał się przez kilka tygodni. Na początku myślałam, że jest to alergia, ale zmartwiłam się, więc skonsultowaliśmy się z naszym pediatrą poprzez e-wizytę. Przepisał nam kropelki i mówił, że szybko przejdzie – opowiada pani Magdalena, mama siedmiolatka. – Niestety nie przechodziło, a miałam wrażenie, że objawy się nasilały. Dzwoniłam do przychodni i prosiłam, aby lekarz zobaczył synka, ale on twierdził, że nie ma takiej potrzeby, bo katar nie jest powodem do wizyty i zapisał nam kolejne kropelki.

Bartek miał problemy z oddychaniem, a na jego ciele pojawiły się brązowe plamy, więc mama wymogła wizytę w przychodni, aby specjalista obejrzał chłopca. Pani doktor uznała, że plamy są w od wysiłku i odesłała chłopca do domu z kolejnymi kropelkami.

Po kilku dniach plamek było coraz więcej, więc udaliśmy się na wizytę prywatną, gdzie lekarz zauważył, że synek ma powiększone węzły chłonne, wątrobę, śledzionę i od razu skierował nas do szpitala do Nowej Soli – mówi mama Bartusia.

Walka w Przylądku Nadziei

W szpitalu siedmiolatek miał wykonane podstawowe badania, w tym USG, i na tej podstawie, już następnego dnia lekarze podejrzewali białaczkę, więc przewieźli chłopca karetką do Przylądka Nadziei.

– Do Przylądka trafiliśmy 24-go września, gdzie od razu Bartek przeszedł punkcję szpiku, badanie tomografem, rentgenem itp. – wspomina pani Magdalena. – Specjaliści potwierdzili przypuszczenia i postawili diagnozę: ostrą białaczkę limfoblastyczną. W tamtej chwili zawalił nam się świat, ale wiedzieliśmy, że trzeba walczyć.

Lekarze szybko wdrożyli chemioterapię oraz leczenie sterydami, a także założyli chłopcu broviaka.
– Synek na początku miał wahania nastrojów, przez sterydy zrobił się agresywny i często był zmęczony. Miewał podwyższoną temperaturę, brak apetytu. A do tego trzeba było wymienić broviaka, co wiązało się z dodatkowym stresem. Ale na szczęście wszystko szybko minęło i było już stabilnie – opowiada mama siedmiolatka.

Kolejny przeciwnik: koronawirus

W międzyczasie okazało się, że siedmiolatek zaraził się koronawirusem, więc razem z mamą trafił do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, na oddział zakaźny, w którym spędził 3 tygodnie.

– Poza lekką gorączką i bólem głowy, Bartusiowi nic nie było. Dobrze zniósł zarażenie wirusem. Po 3 tygodniach wróciliśmy do Przylądka Nadziei, w którym kontynuowaliśmy leczenie – podkreśla mama chłopca. – Liczyliśmy, że na święta uda nam się wyjść do domu, ale niestety nie było to możliwe. Na szczęście 30 grudnia wyniki były dobre i mogliśmy 4 dni spędzić w naszym domku.

Chłopiec bardzo tęsknił za domem, za bratem, tatą oraz dziadkami, z którymi nie mógł się widywać, będąc w szpitalu.

– Bartek jest bardzo dzielny. Jak byliśmy cały czas w klinice, sam do mnie mówił, że rozumie, że musimy tu być i żebym się nie martwiła, bo wrócimy do domu, jak tylko wyzdrowieje. Nie mogłam wyjść z podziwu, ile on rozumie i że całą sytuację znosi lepiej ode mnie.
– mówi pani Magdalena. – Po dłuższym pobycie w Przylądku Bartek odzyskał siły, apetyt i zupełnie inaczej funkcjonował.

Intensywne leczenie

Po powrocie do Przylądka na Bartka czekał kolejny etap leczenia, ale tym razem nie wiązało się to ze stałym pobytem w klinice.

– Przyjeżdżaliśmy do Przylądka tylko na chemię. To były 4 cykle, kiedy byliśmy 5 dni w klinice, natomiast 9 dni w domu. Bartuś dobrze zniósł ten etap. Dłuższe pobyty w domu dobrze na niego wpłynęły – opowiada mama chłopca. Teraz rozpoczęliśmy drugi protokół leczenia, w którym jest dużo cykli chemii i leczenie sterydami. Czeka nas dłuższy pobyt w Przylądku. Na razie Bartuś ma dobre wyniki i jest w dobrej formie, ale w tym cyklu mogą wystąpić spadki wyników, mogą być potrzebne toczenia krwi. Potem czeka nas jeszcze radioterapia.

Chłopiec jest bardzo pozytywnie i optymistycznie nastawiony do całego cyklu leczenia i pobytów w szpitalu. Zaraża swoim optymizmem całą rodzinę.

Bardzo szybko się uczy: potrafi już liczyć i czytać, a pisać nauczył się niedawno.

– Jak przebywaliśmy na stałe Przylądku, to Bartek nauczył się pisać, konstruując krótkie wiadomości do taty i dziadków. I tak literka po literce składał słowa, aż później potrafił ułożyć całe zdanie – mówi dumnie pani Magdalena. Chciałby iść do szkoły, ale na razie jest to niemożliwe. Mamy nadzieję, że niedługo będzie mógł rozpocząć nauczanie indywidualne, ale teraz jedyne o czym marzymy, to aby szybko dał kopa chorobie i na stałe wrócił do domu.

Pomóż dzieciom chorym na raka!

Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław

Pomaganie jest tak proste!

Masz realny wpływ na życie naszych podopiecznych!
Przylądek Nadziei wpłaty

50zł

Wpłacam

100zł

Wpłacam

Wpłata od serca

Wpłacam

Dzięki Tobie możemy działać!