Pomagam i wpłacam

Maja już wie, że wypadną jej włosy, tak jak wypadły mamie. Matka i córka walczą z rakiem

31 stycznia 2024

5-letnia Maja Królewicz z Proszkowa (k. Środy Śląskiej) doskonale pamięta, jak bawiła się perukami z mamą. Odkąd dziewczynka choruje na ostrą białaczkę limfoblastyczną, już wie, że po chemioterapii wypadają włosy. Tak samo jak wypadły jej mamie, która również zmaga się z nowotworem.

– Mam raka piersi z przerzutami do kręgosłupa i kości. W tej chwili jestem na chemii podtrzymującej. Kiedy miałam 9 lat na raka mózgu zmarła moja matka. Teraz z nowotworem zmaga się Maja. Trwają badania, czy nie jesteśmy jakoś obciążone genetycznie. Bo jest jeszcze Martyna, starsza siostra Mai. Chcę ją uchronić przed tym, co nas spotkało – mówi pani Patrycja, obecnie opiekująca się chorą córką i z racji własnej choroby, przebywająca na rencie.

Dlatego obowiązki domowe przejął mąż pani Patrycji, pan Tomasz, kierownik fermy, który ciężką pracę godzi z opieką nad piętnastoletnią Martyną.

– Obie siostry bardzo za sobą tęsknią. Maja często płacze za tatą, pyta, kiedy Tomek przyjedzie do niej z Martyną. Niestety, w klinice panuje grypa i nie mogą nas nawet odwiedzić. Pomaga mi znajoma, z którą czasem się wymieniam na oddziale. Wtedy mam chwilę, żeby pozałatwiać różne sprawy i wziąć głębszy oddech – mówi pani Patrycja.

Co jej pomaga w tej niewątpliwie trudnej sytuacji?

– Maluję pejzaże. Obrazy przekazuję na licytacje. A pieniądze otrzymane w ten sposób przeznaczam na leczenie Mai – mówi mama dziewczynki. – Chodzę też na terapię. Obie rzeczy bardzo mi pomagają.

Od upadku na rolkach do ostrej białaczki

Problemy ze zdrowiem Mai zaczęły się pod koniec listopada ubiegłego roku, kiedy dziewczynka przewróciła się podczas jazdy na rolkach. Początkowo wydawało się, że to zwykłe stłuczenie. Pani Patrycja smarowała nogę Mai maścią, ale nic nie pomagało. W końcu zaniepokojona mama udała się wraz z córką do lekarza. Ten z kolei zalecił dalsze smarowanie i zlecił wykonanie rentgena, bo może to nie stłuczenie, lecz złamanie? Zdjęcie jednak niczego nie wykazało. W międzyczasie pojawił się pomysł rehabilitacji.

– Byłam już umówiona na wizytę u fizjoterapeuty, bo noga Mai wciąż nie wyglądała dobrze. Jednak w przeddzień wizyty córka dostała wysokiej gorączki, miała czterdzieści stopni. Nie czekając dłużej pojechaliśmy wieczorem na pogotowie do Środy Śląskiej. Na miejscu lekarz powiedział, że to angina i przepisał antybiotyk –wspomina mama Mai.

Po antybiotyku wydawało się, że jest lepiej. Gorączka zniknęła, jednak noga Mai wciąż nie dawała pani Patrycji spokoju. Córka była osłabiona, nie chciała wstawać z łóżka, wolała tylko leżeć, co jeszcze bardziej martwiło mamę.

– Maja zawsze była grzeczna, ale to ciągłe leżenie w łóżku nie było do niej podobne. Ewidentnie coś było nie tak – mówi pani Patrycja.

Poprawa zdrowia Mai nie trwała długo. Pewnej niedzieli ponownie dostała wysokiej gorączki. W poniedziałek mama z córką znów udały się do lekarza. Zlecono kolejne badania. Skoro nie złamanie, nie angina, to co?

– W trakcie badań Maja była strasznie blada, jak nie ona – przypomina sobie mama dziewczynki.

Po pół godzinie od badania krwi, pani Patrycja otrzymała telefon z przychodni, żeby się czym prędzej pakowała, bo pod przychodnią czeka już karetka, która zawiezie je do szpitala. Lekarze podejrzewali kilka chorób, lecz w tym wszystkim liczył się przede wszystkim czas. Córka z mamą trafiły najpierw do szpitala na Kamieńskiego we Wrocławiu, gdzie Mai znów wykonano morfologię. Następnie 5 grudnia przewieziono je do „Przylądka Nadziei”. Kiedy lekarz w klinice powiedział pani Patrycji, że Maja ma najprawdopodobniej białaczkę, nie mogła w to początkowo uwierzyć.

– Nic do mnie nie docierało. Po słowach doktora Dobrowolskiego długo nie mogłam dojść do siebie. Najpierw moja mama, potem ja, a teraz moja córka? Musiałam skorzystać z pomocy psychologa. Nie przeżywałam tak swojej choroby, tak jak choroby Mai – wyznaje mama małej pacjentki.

Choć chemia pomaga, mocno daje się we znaki

Maja została już na oddziale wraz z mamą. Otrzymała również pierwsze dawki chemii. Niestety nie znosiła ich najlepiej. Nie dość, że straciła apetyt i schudła dwa kilogramy, to jeszcze dostała zapalenia jelita. Koniecznie było wstrzymanie drugiej dawki.

– Córka była słaba, osowiała. Otrzymywała tabletki na rozweselenie. Obecnie cały czas przebywa pod kroplówką. Już wie, że tak jak mamie, wypadną jej włosy – przyznaje pani Patrycja.

W tej chwili Maja zmaga się ze skutkami chemioterapii. Jej mama z kolei czeka, aż córka dostanie kolejne dawki.

– Najważniejsze, że lekarze mówią, że chemia działa – podsumowuje naszą rozmowę mama chorej dziewczynki.

 

Pomóż dzieciom chorym na raka!

Fundacja „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową” Ślężna 114s/1, 53-111 Wrocław

 

Pomaganie jest tak proste!

Masz realny wpływ na życie naszych podopiecznych!
Przylądek Nadziei wpłaty

50zł

Wpłacam

100zł

Wpłacam

Wpłata od serca

Wpłacam

Dzięki Tobie możemy działać!